Setki koncertów w Suwałkach, Polsce i Europie, tysiące i tysiące widzów, cała armia tancerzy, śpiewaków i muzykantów, którzy się przez zespół przewinęli przez ponad pół wieku. Tak, to Zespół Pieśni i Tańca „Suwalszczyzna”, świętujący właśnie 65-lecie istnienia. Od 35 lat jest z „Suwalszczyzną”, na dobre i złe, Małgorzata Wojdełko, najpierw tancerka, a od wielu już lat choreograf zespołu. Jej oddajmy głos.
O początkach
– W zespole zaczęłam tańczyć pod koniec lat siedemdziesiątych, po reaktywacji. Pracowałam wtedy w przedsiębiorstwie turystycznym. Ówczesny szef „Suwalszczyzny”, wspaniały choreograf i nauczyciel Jerzy Śniechowski uznał, że przydam się do pomocy i „przyniósł” mnie w 1981 r. do pracy w Wojewódzkim Domu Kultury, do zespołu. To był fantastyczny człowiek, dzięki któremu zespół nabrał właściwego szlifu, zaczęliśmy wtedy rozumieć, czym jest taniec i śpiew ludowy, że to jest bardzo ważne.
O ludziach
– O tych osobach, które pomogły „Suwalszczyźnie” mogłabym mówić bez końca, bo było ich wielu i bardzo wiele dla zespołu zrobili. Oczywiście mówię o okresie po 1978, po reaktywacji. Prócz J. Śniechowskiego, który przyjechał tu z Lublina i poświęcił nam trzy lata życia to, między innymi, śp. Zdzisław Wyszkowski, ówczesny dyrektor wydziału kultury Urzędu Wojewódzkiego i Jerzy Kopciał, wtedy dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury. Zastanawialiśmy się, skąd u niego takie zrozumienie dla zespołu, a on po prostu tańczył w uniwersyteckim zespole w Lublinie. To on mówił, że zespół to więcej niż śpiew i taniec, że to miłość do swojego regionu, kraju, do narodowej kultury. A czym jest regionalizm, jak trzeba go pojmować, uczył nas tego i uczy Mirek Nalaskowski. Dzięki niemu rozumiemy lepiej co to jest lokalna tożsamość.
O wiecznej młodości i radości
– Dla wielu, wielu „Suwalszczyzna” to czas ich młodości. I ja to wiem, widzę to, że oni – wszyscy ci, którzy się przez zespół przewinęli – noszą tę młodość i radość do dziś. Wystarczy, że wyjdą na scenę, zatańczą, zaśpiewają… Trzeba wtedy widzieć ten błysk w ich oczach, tę radość i tę młodość. Ci, którzy kiedyś, kilkadziesiąt lat temu śpiewali, grali i tańczyli nazwali się „Dionozaurami”. Oni wszystko potrafią, wszystko pamiętają, są wspaniali.
O przyszłości
– Przyszłość to „Dzieci Suwalszczyzny”. Mamy ich około trzydzieścioro w wieku od 3,5 do 13 lat. Świetnie pracuje z nimi Kinga Kobiela. Na pewno kiedyś będą tańczyć i śpiewać w dorosłym zespole.
O kapeli
– Bez kapeli nie ma nic. Długa jest lista wspaniałych muzykantów, którzy przewinęli się przez „Suwalszczyznę”, zbyt długa, by ich wszystkich wymienić. Dziś to siedem osób, którymi dowodzi kapelmistrz Krzysztof Krzesicki, który jest zarazem aranżerem i akompaniatorem.