W Bibliotece Publicznej im. Marii Konopnickiej w Suwałkach 7 października w sali im. J. Towarnickiej odbyło się spotkanie z Wojciechem Koronkiewiczem autorem książki „Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”. Wieczór autorski prowadziła dyrektor Biblioteki Maria Kołodziejska.

Kilkadziesiąt osób uczestniczących w spotkaniu z zaciekawieniem słuchało opowieści o zbieraniu materiałów i powstawaniu książki, a był to trudny czas pandemii. Istnieje przekonanie, że ikony występują jedynie w religii obrządków wschodnich. Natomiast na naszych terenach ikony znajdują się zarówno w cerkwiach jak i kościołach katolickich. Najbardziej znaną i czczoną w Polsce ikoną jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

„DwuTygodnik Suwalski” przeprowadził z autorem książki Wojciechem Koronkiewiczem wywiad.

Zasłużył Pan na miano człowieka renesansu. Znamy Pana jako dziennikarza, poetę, pisarza, ekologa, był Pan nawet radnym. Czy jest jeszcze jakaś dziedzina życia, zawód w którym chciałby Pan się sprawdzić?

– Śpiewa, tańczy recytuje. Człowiek renesansu powiada Pan? Taki podlaski Leonardo da Vinci! Nic tylko się cieszyć. Rzeczywiście zaczynałem jako poeta, potem byłem dziennikarzem, nakręciłem film „Fikcyjne pulpety”, nawet po festiwalach go pokazywałem, a potem proszę Pana urodziła się Córka, dostałem robotę w telewizji i zarabiałem na życie. Na dom, na rodzinę. Ale rzeczywiście coś tam sobie ciągle dłubałem. Pracowałem w telewizji, a jednocześnie pisałem felietony do lokalnych gazet, wieczorem zaś wycinałem szablony i malowałem okładki książeczek. Wydawałem wiersze w nakładach kilkunastu sztuk. I to komu! Marcin Świetlicki, Jacek Podsiadło, wydrukowałem też prywatny list od Czesława Miłosza. Niestety Wisława Szymborska wiersza nie przysłała. Dostałem od Niej tylko płytę z wierszami. Potem pojechałem do Stanów. Zarabiałem na budowie. I jako opiekun starszego Pana. Z niejednego pieca chleb jadłem. Potem zaś jak raczył Pan zauważyć zostałem radnym miejskim. Bardzo mile wspominam ten okres. Raz w tygodniu miałem dyżur, przychodzili ludzie ze swoimi problemami i starałem się pomóc. Niestety w kolejnych wyborach poległem. I zostałem bez pracy. Bo nikt już nie chciał dziennikarza z polityczną przeszłością. I wtedy zostałem pisarzem. Trochę przez przypadek. Bo akurat zaczęła się pandemia, Syn w domu przy jednym komputerze – zdalna szkoła, Żona przy drugim komputerze – zdalna praca. Ja zaś wyprowadzałem rano psa pewnej starszej Pani. Bo jestem też wolontariuszem w schronisku dla zwierząt. Po wyprowadzaniu psa miałem wiec do wyboru – albo wracać do domu i siedzieć przed telewizorem, albo jechać gdzieś w świat rowerem. I wtedy media podały informację, że jedna z ikon w Supraślu zaczęła wydzielać mirrę. Co to jest ta mirra? Pomyślałem. Pojechałem zobaczyć. A kiedy stanąłem przed tą ikoną Matki Boskiej, ja lewak poprosiłem „Matko Boska pomóż mi znaleźć pracę” . I Matka Boska pomogła. Napisałem książkę i zostałem pisarzem.

Napisał Pan Książkę „Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”. Dlaczego wybrał Pan rower jako środek komunikacji, przemieszczania się, czy to swoista „moda ekologiczna”?

– To raczej miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się w rowerze mając lat trzy lub cztery. Rowerek był malutki, miał cztery kółka, ale pamiętam Go do dziś. Zresztą pamiętam wszystkie swoje rowery. Potem był składak „Wigry 2”, potem „Start” taka kolarzówka bez przerzutek, potem „Wagant” a potem – prawdziwe cudo! Czarny niemiecki rower mego dziadka! Limuzyna! Kochałem Go! Jakiś złodziej chciał Go ukraść i wygiął ramę. Rower czeka w piwnicy na kogoś, kto będzie Go potrafił naprawić. Teraz mam kilka rowerów. Ale jest jeden ukochany. Jeżdżę Nim praktycznie cały rok. Nawet zimą. Bo rower to jest wolność! Można Nim jechać w każdych warunkach. Po asfalcie i po leśnych ścieżkach. A gdy ścieżka się kończy, to i przez las czasem się jechało.   Naukowcy udowodnili, że podczas jazdy rowerem wydzielają się jakieś endorfiny. Hormony szczęścia. Coś w tym jest. Rowerzyści to są szczęśliwi ludzie.

Podlasie to zderzenie kultur wschodu z zachodem, katolicyzmu z prawosławiem. Co możemy zrobić, by pozbyć się uprzedzeń, lęku przed „innością” sąsiadów?

– Nie mam pojęcia. Może warto się uśmiechnąć do tego drugiego? Powiedzieć Mu coś miłego. Pogadać. Na piwo zaprosić? Ja nigdy nie potrafię rozpoznać, kto jest katolik, kto prawosławny, kto jest tatarem, a kto staroobrzędowcem. Na czole tego wypisanego nie mamy. Zresztą bardzo dobrze, bo i po co? Co to zmienia? Jeżeli się uśmiechniemy do kogoś, to i On się do nas uśmiechnie.

Dziękuję za rozmowę.

– To już? Jeszcze chciałem tylko przeprosić czytelników, że tak mało w mojej książce jest o Suwalszczyźnie. W następnej książce ten błąd naprawiłem. Książka jest już u Wydawcy. Będzie tam też i o Was!