W połowie stycznia zima przypomniała o sobie. Przez kilka dni i nocy temperatury spadły poniżej -20°C, a przy gruncie nawet do -30°C. Wywołało to wspomnienia o dawnych suwalskich zimach, gdy takie warunki panowały przez kilkadziesiąt dni każdego roku. Opowiadają o nich najstarsi mieszkańcy Suwałk.
Lodowisko w Parku Konstytucji 3 Maja (przed drugą wojną światową był tam ogród miejski) wspomina Halina Górska:
„Tam w muszli grała orkiestra i tam mój brat na łyżewkach. Lodowisko było zamknięte, za bilecikami, wszystkie aleje były wylane i to wszystko. Jak dziś pamiętam, mój brat w takim białym swetrze z golfem i w spodenkach był. No, aż się chciało patrzeć. I tam właśnie młodzież w czasie zimy miała zajęcie i znajomości zawierała. Ja byłam za mała do tego. Ale wiem, że się wybierali tam całym towarzystwem.”
Suwalczanie na ślizgawce w ogrodzie miejskim (obecnie Park Konstytucji 3 Maja) Fot. ze zbiorów Muzeum im. Marii Konopnickiej w Suwałkach
O jeździe na łyżwach w Suwałkach sprzed lat opowiedział Antoni Obermiller:
„U nas w Suwałkach przy szkołach średnich wszędzie były lodowiska, oczywiście robione przez uczniów. Nikt tam nie pomagał. Było ogólne lodowisko w parku przy muszli, ale to już robiła ochotnicza straż. I też tam były rozgrywane mecze hokejowe między drużynami: na przykład ogólniakiem a mechanicznym albo ogólniakiem a handlową szkołą.”
Suwalska drużyna hokejowa na stadionie lekkoatletycznym. Ze zbiorów Antoniego Obermillera
Przed laty często jeżdżono po Czarnej Hańczy. Tę niebezpieczną zabawę wspomina Lucyna Grabińska:
„Przeważnie jeździliśmy po rzece Czarnej Hańczy, całymi kilometrami, jak od Wojska Polskiego zaczynałam, gdzie jest hotel Hańcza, bo tam mieszkałam; to całymi kilometrami jeździliśmy właśnie, robiliśmy różnego rodzaju wyścigi. Było bardzo niebezpiecznie, bo w tym czasie często tam wybierano lód. Zimy były mroźne, bardzo mroźne. Lód na rzekach był gruby, ale do browaru suwalskiego był potrzebny, bo robiono piwo w browarze przy rzece Czarnej Hańczy. Furmankami przyjeżdżano i ten lód wykrajano, całe takie tafle i wożono tymi furami do browaru. Ale załóżmy, rzeka z wieczora czy za nocy popadał śnieg, nie widać zupełnie tych przerębli, a tu wyścigi, nie? I tu był problem.”
Zabawy na suwalskiej Górze Agaty we wspomnieniach Andrzeja Chuchnowskiego:
„Boże, co myśmy wyrabiali na tych śniegach! Pamiętam, jak wyszliśmy któregoś razu na górkę koło „Agaty” i zeszliśmy z drogi, jak się zapadliśmy w ten śnieg, nie wiedzieliśmy, że go aż tyle. Boże, ale się wystraszyliśmy. Kilku nas było, na szczęście nie wszyscy poszli, we trzech myśmy w to wparowali. Opadliśmy z tym śniegiem i potem nie wiadomo, jak człowiek spanikował od razu, w którą stronę uciekać, którą przechodzić. Ta „Agata” była tą górą naszą zimową, bo tam wszyscy się spotykaliśmy, prawie z całego miasta. Sprzęt mieliśmy taki, że lepiej nie mówić, bo bardzo dużo było robionego w domu, czyli narty, zaginanie czubków… potem szlifowanie tego, żeby równo było, żeby ten rowek był… Sami to wszystko wykonywaliśmy i któryś zawsze jakiegoś stolarza znał i coś tam pomagał.”
O zabawach, których na pewno nie powinno się naśladować, opowiedział Tadeusz Kolter:
„U nas na podwórku była studnia jeszcze na korbę, pobierało się wodę wiaderkiem… Pamiętam taką kiedyś przygodę, że w zimę dla któregoś z kolegów ktoś powiedział, żeby do korby językiem dotknął. No i ten język przymarzł. Bo to był metal mocno schłodzony… no i później nie mogliśmy go siłą oderwać… ktoś wpadł na pomysł, że trzeba do domu lecieć, po wodę ciepłą i polać…”
Archiwalne zdjęcie Suwałk (obecnie ulica ks. Kazimierza Hamerszmita) ze zbiorów rodziny Państwa Roszkowskich
Do zimy stulecia z przełomu roku 1978 i 1979 we wspomnieniach powraca Marianna Łozowska:
„Byliśmy wtedy na zabawie sylwestrowej i pan wojewoda Eugeniusz Złotorzyński był cały czas przy radiu, bo wtedy nie było telefonów komórkowych i starał się zawrócić pociąg z węglem, który gdzieś przepadł. Nie dotarł do Suwałk cały pociąg węgla, a Suwałkom groziła całkowita awaria ogrzewania, ponieważ jak nie dołoży się do centralnego ogrzewania opału, czyli węgla, to wszystkie kaloryfery przy ogromnym mrozie pękają. Więc pamiętam, że cały czas przez radio nawet szukano tego transportu węgla. Wreszcie go znaleziono, prawdopodobnie w Czeremsze za Białymstokiem. Najpierw chciano przywieźć tylko jeden wagon węgla, ale jeden wagon, to jest nic, ale wreszcie cały pociąg dotarł do Suwałk i Suwałki nie zostały zamrożone.”
***
Więcej wspomnień o suwalskich zimach sprzed lat znaleźć można na stronie internetowej Pracowni Digitalizacji i Historii Mówionej Biblioteki Publicznej im. M. Konopnickiej w Suwałkach: www.digi.bpsuwalki.pl
Zdjęcie wyróżniające ze zbiorów Pana Szargieja – podwórko na ulicy Konopnickiej