Zbliża się 80. rocznica bohaterskiego zrywu w warszawskim getcie. Stało się to impulsem do podjęcia wielu wydarzeń. Uczniowie II Liceum Ogólnokształcące w Suwałkach podjęli się wysiłku opracowania tematu „Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat – o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim.” Jest to równocześnie hasło tegorocznej rekrutacji do Sejmu Dzieci i Młodzieży. Karolina Bieryło oraz Alicja Profiruk postanowiły podjąć się tego trudnego wyzwania i obecnie opracowują materiał historyczny, organizują konferencje popularnonaukowe oraz spotkania z historykami.

W trakcie poszukiwań informacji natrafiły na mało znaną postać suwalczanina pochodzenia żydowskiego, Załmena (Zalman) Chaima Gradowskiego, dzięki któremu można poznać niewyobrażalną historię zagłady w Auschwitz-Birkenau. Uczennice postanowiły przybliżyć tę postać mieszkańcom Suwałk.

Z. Gradowski urodził się w 1910 roku w Suwałkach. Jego rodzice prowadzili sklep z ubraniami gotowymi. Zalman zdobył wykształcenie wyższe, po ukończeniu studiów powrócił do rodzinnego miasta, gdzie zaczął pracować jako pracownik umysłowy.

W połowie lat 30 XX wieku wziął ślub ze swoją kuzynką Sonią Złotojabko, zachowała się nawet fotografia młodej pary.

Po wybuchu wojny wyjechał w okolice Grodna, ale i tam nie był bezpieczny. Po aresztowaniu i pobycie w różnych niemieckich obozach trafił wraz z rodziną do Auschwitz Birkenau. Z licznej rodziny ocalał tylko Zalman ponieważ został przydzielony do pracy w Sonderkomando, obsługującego komorę gazową i krematorium. Pomimo tych strasznych wydarzeń, zachował wiarę – po pracy owijał się tałesem (szata modlitewna) i odmawiał kadisz (modlitwę)  za dusze zamordowanych Żydów.

W obozie działał w ruchu oporu, należał m.in. do inicjatorów wywołania buntu wśród pracowników komanda 7 października w 1944 roku. Zginął tego samego dnia wraz z innymi uczestnikami.

Za życia prowadził dziennik, w którym zapisywał rzeczy, które spotkały go i innych. Zapiski przed śmiercią umieścił w metalowej manierce po wodzie, którą potem zakopał w ziemi. Odnaleziono je 5 marca 1945 roku podczas przekopywania terenu przez radzieckich żołnierzy. Dziennik liczący 81 stron trafił do Muzeum Wojskowej Medycyny w Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg). Potem zapiski przetłumaczono, wstęp brzmi:

„Drogi znalazco, szukaj wszędzie, na każdej piędzi ziemi. Pod nią zakopano dziesiątki dokumentów, moich i innych osób, które rzucą światło na wszystko, co się tu działo. Zakopano tu także mnóstwo zębów.

To my, robotnicy Komanda, specjalnie rozsialiśmy je po terenie, ile tylko można było, aby

świat mógł znaleźć rzeczowe ślady po milionach wymordowanych ludzi. Sami straciliśmy już

nadzieję, że możemy dożyć chwili wyzwolenia. Mimo dobrych wiadomości, jakie docierają

do nas, widzimy, że świat daje barbarzyńcom możliwość zniszczenia na olbrzymią skalę i

wyrwania z korzeniami ostatnich resztek żydowskiego narodu”.

Treść dziennika upubliczniono dopiero 20 lat po wojnie. Jest to znaczące świadectwo kogoś, kto pracował przy komorach i krematoriach. Pokazuje jak brutalne i bezduszne były zbrodnie dokonywane przez Niemców na narodach mieszkających na okupowanych przez nich terenach podczas 2 wojny światowej.

Źródło: II LO w Suwałkach