Huberta Stojanowskiego na Suwalszczyźnie trzyma magnetyzm ziemi. Gdy grot strzały z wykopaliska wibruje mu w rękach, to czuje, że to oddech zaginionej historii – tak, może trochę pompatycznie, o suwalskim nauczycielu i fotografie, napisali w świątecznym „Newsweeku”.
On sam opowiada trochę skromniej o zauroczeniu przeszłością tej ziemi i jej pierwotnymi mieszkańcami, Jaćwinga-
mi: – Historia wymarłego plemienia zwyczajnie mnie wzrusza. Pewnego razu na wykopaliskach ktoś dał mi do ręki tysiącletni grot strzały. Poczułem dreszcze. I że ta ziemia wibruje.
„WARIAT NA MOTOLOTNI”
Dla mieszkańców Suwalszczyzny i samych Suwałk Stojanowski to postać znana i lubiana. I nawet jeśli ktoś go nazwie „wariatem na motolotni”, to więcej w tym określeniu sympatii, niż przygany.
Jezioro Jaczno
Fotografować zaczął jako siedmioletni chłopiec. Oczywiście była to fotografia analogowa. Każde zdjęcie trzeba było wywołać w ciemni, więc trzeba było być za pan brat z chemią, a może lepiej powiedzieć – alchemią, bo tam właśnie, w ciemni, z „niczego” wyłaniał się obraz wcześniej uchwycony w kadrze. Wszystko – odczynniki potrzebne do wywołania zdjęcia i same filmy były piekielnie drogie, jak na kieszeń chłopca, więc każde ujęcie musiało być dokładnie przemyślane, wypracowane. – Kiedyś robiło się jedno zdjęcie w ciągu godziny, teraz, bywa, kilkaset zdjęć w godzinę. Ale tamta dobra szkoła procentuje po dziś, mniej jest ujęć przypadkowych, całkowicie nieudanych – mówi Stojanowski. A wie, co mówi. Jest samoukiem, do wszystkiego musiał praktycznie dojść sam. Jest też jednak laureatem wielu konkursów, członkiem elitarnego Związku Polskich Artystów Fotografików.
Obok niego są tu jeszcze tylko dwaj nasi: Piotr Bułanow i Andrzej Strumiłło.
MOIM MISTRZEM BYŁ STASZEK WOŚ
Dość późno spotkał znakomitego artystę, jakim był Stanisław Woś, człowiek obdarzony wielkim talentem i równie wielką pracowitością. – Dziś wiem, że o wiele za późno, że do wielu „tajemnic” fotografii, jak chociażby wielokrotna ekspozycja, doszedłbym wcześniej, gdybym go wcześniej poznał. Tym bardziej, że Staszek od samego początku był bardzo bezpośredni, był bardziej nieco starszym kolegą, niż mistrzem. Niczego przed nami, młodszymi i mniej umiejącymi, nie ukrywał. Odwrotnie, chciał nam jak najwięcej przekazać. To, że teraz Suwałki to miejsce, gdzie jest wielu naprawdę dobrych fotografików, to na pewno zasługa Staszka Wosia. Wszyscy wiele mu zawdzięczamy.
Szurpiły
A ja sam od niego nauczyłem się tego, że zdjęcie to skończony obraz. Szukam coraz częściej ujęć i tematów, które są takimi obrazami.
FOTOGRAF SUWALSZCZYZNY
Fotografuje w zasadzie tylko Suwalszczyznę. -Tu jest wszystko, czego potrzebuję – mówi fotograf, który do niedawana był znany z tego, że lata z aparatem, a od pewnego czasu zaczyna być kojarzony jako ten, który z aparatem nurkuje. – Suwalszczyzna to historia, w której jestem zanurzony, piękna i jeszcze taka prawie dziewicza przyroda. A nurkować zacząłem trochę z przypadku – bo nie mogłem latać. Motolotnia pojawiła się później. Nurkowanie to było takie „latanie pod wodą”, coś co dawało poczucie całkowitej swobody. Ta ziemia to także niezliczone możliwości fotografowania.
Klasztor Wigierski fotografowali wszyscy na tysiące sposobów, Stojanowski sfotografował go z lotu ptaka tak, że z nisko zalegającej nad półwyspem i jeziorem mgły wystają tylko krzyże wieńczące wieże kamedulskiej świątyni. – I właśnie to zdjęcie, jedno z wielu tysięcy, uważam za najlepsze – mówi fotograf Suwalszczyzny.
Czarna Hańcza okolice Błaskowizny
RODZINNA PASJA
Od jakiegoś czasu pasje taty dzieli dwunastoletni syn Miłosz. Razem fotografują, razem nurkują, wreszcie razem blogują. Ich blog zwie się „Sudawcy, ojciec i syn”. To nie przypadek. Sudowia to jedna z pierwotnych nazw dzisiejszej Suwalszczyzny. W ten sposób blogerzy podkreślają więź z historią swojej ziemi. Że jest to potrzebne i że trafia w oczekiwania licznych odbiorców świadczy fakt, że blog prowadzony przez tatę i syna odwiedziło już ponad 120 tysięcy osób. Są pośród nich goście z całego świata. Jeśli dodać do tego, że Miłosz lepiej już podchodzi czujne żurawie od ojca i że zdjęcia jego są coraz lepsze (ja tak w jego wieku nie potrafiłem – mówi dumny tata) to staje się oczywiste, że Suwalszczyznę będzie miał kto fotografować również w przyszłości. Bo i to trzeba dodać, że od dawna towarzyszy mężowi w jego wyprawach żona Agnieszka, a od pewnego czasu zainteresowanie aparatem fotograficznym wykazuje sześcioletnia córeczka Hania.
Widok na Cisową Górę
Fotografie Hubert Stojanowski