Rozpoczynają się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. A za kilka dni minie pół wieku od pierwszego złotego medalu olimpijskiego zdobytego przez polskiego sportowca na Zimowych Igrzyskach. 11 lutego 1972 r. w Sapporo zdobył go Honorowy Obywatel Suwałk czyli Wojciech Fortuna. Wygrał konkurs na dużej skoczni, a w rywalizacji na średnim obiekcie był szósty. To była wielka niespodzianka. Na następny złoty medal na zimowej Olimpiadzie polscy kibice musieli czekać aż 38 lat, a zdobyła go w Vancouver Justyna Kowalczyk w biegu narciarskim na 30 km. „Złoty skok” na skoczni Okurayama, w którym W. Fortuna wylądował na 111 metrze w telewizji pokazywano setki razy. Od kilkunastu lat W. Fortuna mieszka na Suwalszczyźnie. Po 50 latach w rozmowie z „DwuTygodnikiem Suwalskim” wspomina wydarzenia z lutego 1972 r.
– Co najlepiej zapamiętał Pan z atmosfery panującej w wiosce olimpijskiej w Sapporo?
– Rzeczą, która „rzucała się w oczy” wszystkim była ogromna świetlica w centrum olimpijskiej wioski. To w niej spotykali się wszyscy, by móc kupić, sprzedać, wymienić lub chociażby obejrzeć rzeczy przywiezione przez sportowców z różnych stron świata. Oczywiście, pojawiłem się także ja, próbując nabyć jakiś sprzęt sportowy, który mógłby mi się przydać. Szybko zauważyłem Azjatę idącego z przewieszonym przez ramię skafandrem skoczka oraz butami. Waluty nie miałem, ale przywiozłem z Polski coś na sprzedaż. Był to wielki kryształ w kształcie karpia, który zainteresował mojego przyszłego partnera handlowego. Kryształ, skierowany pod światło robił ogromne wrażenie, był jak diament. Korzystając z wrażenia jakie szkło zrobiło na właścicielu skafandra i butów, wynegocjowałem i jedno i drugie. Buty okazały się być znacznie gorsze od polskich, które były produkowane w Krośnie, ale kombinezon służył do końca mojej kariery w 1977 r. Strój był mocny, ładny i nie zawierał żadnych napisów, bo był wtedy zakaz malowania na kombinezonach, ale także na czapkach czy nartach czegokolwiek. Pozwoliło mi to startować w każdych zawodach.
– Zapewne nie brakuje innych wspomnień z tamtych Igrzysk Olimpijskich?
– Wspominam jeszcze zakup pamiątkowego breloczka, który symbolizował olimpijski medal. Można było na nim samodzielnie nanieść czyjeś imię i nazwisko, jako mistrza olimpijskiego „Sapporo 1972”. Oczywiście naniosłem swoje dane, a świadkiem tych działań była nasza olimpijska koleżanka, narciarka Władysława Majerczyk. Odpowiedziałem jej wtedy, że wszystko jest ok., bo przecież już za 3 dni będę mistrzem. Po 35 latach od tej chwili spotkałem się z Władzią na uroczystościach „Olimpijczycy spod Tatr”, kiedy to przypomniała mi ten epizod.
– Jakie były pierwsze reakcję otoczenia na Pański sukces, który nie da się ukryć był ogromnym zaskoczeniem?
– Z sukcesu cieszyliśmy się wszyscy. Pamiętam liczne gratulacje i podziękowania, zarówno tam w Japonii, jak też w Polsce i innych krajach, gdzie docierałem. Z wydarzeń, które miały miejsce w wiosce olimpijskiej, w głowie pozostaje mi sytuacja, gdy w pierwszych dniach po odniesieniu sukcesu, zatrzymał mnie umundurowany żołnierz japoński. Gdy widząc mnie wyszedł z budki wartowniczej, myślałem, że chodzi o zatrzymanie. Tymczasem postanowił mnie poczęstować japońską sake. Słów nie zrozumiałem, ale najwyraźniej gratulował mi i podziwiał, a po wypiciu porcją sake poczęstował jakimś bardzo gorzkim korzeniem. Do dziś pamiętam całą tę sytuację oraz ten nieszczęsny smak korzenia…
– A potem był triumfalny powrót do Polski.
– Powrót do kraju. Po 17-godzinnym locie wylądowaliśmy w Warszawie. Na lotnisku witały nas tysiące ludzi. Interweniowała milicja rozpychając naród, żebyśmy mogli przejść. A potem pojechaliśmy do siedziby partii. Była to wizyta u pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Zanim zdążyliśmy przekroczyć próg gabinetu, ówczesny szef Polskiego Związku Narciarskiego wyrwał mi medal i wbiegł z nim do sekretarza krzycząc: „Towarzyszu, przywiozłem nam złoty medal olimpijski!”. Teraz to zabawna sytuacja, ale wtedy mocno się zdenerwowałem, to przecież ja wywalczyłem ten medal. A dalej było już normalnie, jak w tamtym czasie bywało, lampka wina, precelki.
– Dziękujemy za rozmowę
Wojciech Fortuna w tym roku ukończy 70 lat. Urodził się 6 sierpnia 1952 r. w Zakopanem. Mistrz olimpijski i automatycznie mistrz świata na dużej skoczni w Sapporo. W 1972 r. zajął trzecie miejsce w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski. Wywalczył trzy medale na mistrzostwach Polski, w tym jeden złoty. Czterokrotnie startował w najważniejszej imprezie narciarskiej czyli Turnieju Czterech Skoczni. W reprezentacji Polski występował w latach 1969-79. Karierę sportową zakończył w 1979 r. W marcu 2020 r. Rada Miejska nadała mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Suwałki za promocję suwalskiego sportu oraz działalność społeczną i charytatywną.. Oficjalnie dokumenty oraz symboliczny klucz do miasta W. Fortuna odebrał 30 czerwca 2021 r. z rąk prezydenta Suwałk Czesława Renkiewicza i przewodniczącego suwalskiej Rady Miejskiej Zdzisława Przełomca. Od kilkunastu lat mieszka w gminie Płaska, ale często bywa na imprezach organizowanych w Suwałkach. Uczestniczył w tegorocznej imprezie Stacja Pogodne Suwałki i Finale WOŚP.