Czwarte spotkanie z cyklu „Tak było…” zatytułowane „Mieszkaliśmy na Dołku” odbyło się 12 lutego w suwalskim Archiwum Państwowym. Swoje wspomnienia z drugiej połowy XX w. związane z tym miejscem przedstawili jego byli mieszkańcy, rodzeństwo: Bożena Kolter i Marek Wasilewski.
Suwałki bardzo się zmieniły, ale jest jedno miejsce, które niewiele się zmieniło. Kto chce zobaczyć, jak nasze miasto wyglądało w latach 60 i 70 ubiegłego wieku (jako powiatowe), to powinien udać się na spacer ulicą W. Gałaja. Dawny „Dołek” to stara część Suwałk zaczynająca się (idąc od strony ul. K. Hamerszmita) od numeru parzystego 8 i 15 numeru nieparzystego ul. W. Gałaja i prowadzi w dół tej ulicy na prawo do skrzyżowania z ul. Kamedulską, a na lewo do mostu na Czarnej Hańczy na ul. Bakałarzewskiej. Skąd wzięła się nazwa Dołek? Od nazwy krótkiej ulicy wiodącej w kierunku mostu na ul. Bakałarzewskiej, która w okresie międzywojennym nosiła nazwę Dołek, a teraz jest częścią ul. W. Gałaja.
B. Kolter w swoim spacerze po „Dołku” mówiła o rodzinach, które zamieszkiwały w kamienicach i domach, a także o warunkach życia w kamienicy, w której zamieszkiwała jej rodzina:
– W mieszkaniu były piece kaflowe. Zimą codziennie trzeba było nosić drzewo i węgiel, by móc rano rozpalić w piecu, żeby było ciepło. Nie było kanalizacji ani wodociągu. Do toalety chodziło się na zewnątrz, a po wodę z wiadrami do studni z pompą ręczną która znajdowała się na środku placu. Korzystali z niej wszyscy mieszkańcy „Dołka”. To miejsce zostało uwiecznione w kinematografii polskiej. Będąc z wizytą u rodziców w 87 lub 88 roku widziałam, wraz z mężem jak kręcono (nagrywano tam) sceny do filmu „Gorzka miłość” w reżyserii Czesława Petelskiego. Pod oknami naszej kamienicy były ułożone specjalne szyny, po których przemieszczały się kamery filmowe. Moja mama przez okno podawała filmowcom kawę i herbatę. W scenie zagrało wielu mieszkańców okolicznych domów, statystów – naszych sąsiadów. Przeganiano ich po ulicy, tam i z powrotem.
A jak wspominał swoje dzieciństwo Marek Wasilewski:
– Dzieci nigdy się nie nudziły. Na podwórku była huśtawka, piaskownica i trzepak. Graliśmy w piłkę, palanta, dziewczynki w klasy lub chłopa. Chłopcy toczyli obręcz koła rowerowego, czy też fajerkę (obręcz żeliwną przykrywającą otwór w węglowej płycie kuchennej). A zimą były mrozy. Zamykano szkoły, a wszyscy udawali się na sanki lub na łyżwy na rzekę, lód sięgał aż na łąkę pana Ślaskiego. Latem życie toczyło się wokół rzeki. Pływało się po niej czym się miało. Łódkami, kajakami w cebrzykach, na dętkach od wozów, a gdy ktoś miał dętkę od traktora, to był gość, bo to prawie był ponton. W rzece panie robiły pranie, płukały bieliznę. Było w niej dużo ryb, występowały tu miętusy, pstrągi, okonie i szczupaki, nie licząc innej drobnicy.
„Dołek” to takie „miasteczko” w mieście. Nie trzeba było daleko chodzić by kupić najpotrzebniejsze rzeczy.
– Na „Dołku” było dużo warsztatów rzemieślniczych. Pracowało tu trzech szewców, stolarz, rymarz (wykonywał uprząż dla koni), krawcowa, garbarz, wozak który dostarczał mieszkańcom węgiel na opał. Funkcjonowała tu też piekarnia i w późniejszym czasie warsztat naprawy sprzętu RTV. Było też dużo punktów handlowych. W kiosku RUCH-u kupowało się papierosy na sztuki, kosmetyki, przybory szkolne, widokówki. Można było też mieć teczkę na czasopisma. Funkcjonował też sklep z gospodarstwem domowym, monopolowy oraz sklepy spożywcze. W dobrze zaopatrzonym sklepie spożywczym stały beczki z kiszonymi ogórkami i kapustą, a także ze śledziami z głową i bez. Na ladzie stały słoje z landrynkami. Sklepowa nabierała je metalową szufelką i wsypywała do rożka zwiniętego z szarego papieru – wspominał M. Wasilewski
Wydarzenie zorganizowane było w ramach projektu „Tak było…”. Suwałki drugiej połowy XX w. zachowane w pamięci zbiorowej mieszkańców” przez Stowarzyszenie Przyjaciół Suwalszczyzny i Archiwum Państwowe w Suwałkach.