Przed nami karnawałowe ostatki. W tym roku ze względu na pandemię będą obchodzone mniej hucznie niż przed laty. O suwalskich zabawach karnawałowych i nie tylko, opowiadają najstarsi suwalczanie.
O ostatnim przedwojennym karnawale opowiedziała Małgorzata Chodunaj.
To był karnawał 1938/39 czyli ostatni przedwojenny. Mama miała suknię z tafty, pamiętam doskonale. Ta ostatnia suknia balowa mamy przetrwała, miałam ją na studniówce. A jakżeż to się uchowało? Dzięki znajomym. Po prostu znajoma była Czeszką z pochodzenia. Miała obywatelstwo czeskie i jej nie wysiedlili. To byli bogatsi ludzie, mieli willę i wiecie, co zrobiła? Podrobiła weksel, zgłosiła się do Niemców, że [nasz] ojciec jest winien, nas już nie było w Poznaniu, wyniosła wszystko, wszyściusieńko, co było i w ten sposób uratowała… Szkło się uratowało nawet. I dlaczego pamiętam doskonale, ludzie zginęli – przedmioty zostały. Suknia przetrwała wojnę, tak długo, że na moim balu maturalnym przerobioną nosiłam. To był 1950 rok. A te rękawiczki też przetrwały wojnę. Nosiłam je później w szkole, ale obcięte, bo to skórzane, czyli w szkole w czasach gimnazjum po wojnie. Trudno było o rękawiczki, mama obcięła […].
Na zdjęciu (rodzice Małgorzaty Chodunaj) Władysława i Kazimierz Lubaszko przed II wojną światową
W pamięci wielu suwalczan mocno zapisały się bale i zabawy taneczne organizowane po II wojnie światowej przez Zespół Pieśni i Tańca „Suwalszczyzna” w klubie „Suwalszczyzna”. Wspomina je Helena Górska.
Jak zespół był, to i te zabawy, to wszystko się działo w „Suwalszczyźnie”. Przychodzili goście, dancingi tam były przecież fajne, dwa razy w tygodniu, w sobotę i w jakimś tam jeszcze dniu. I Suwalszczyzna [zespół] miała zawsze swoje stoliki. Filmy jak tam puszczali w „Suwalszczyźnie” na górze, to zespół za darmo na filmy chodził […]. Sylwestry robione były, to już dla nas były tańsze zawsze. Fajnie tak było. Sylwester to były normalnie bale w „Suwalszczyźnie”, na górze, tam sala taka duża po prawej stronie. To była duża sala i scena tam była, i zaplecze, miała takie pokoiki, bo jak ktoś przyjeżdżał, zespoły, to tam garderoby były. A po lewej stronie jak się wchodzi, też były pokoje – tam były dancingi. Tam jedno takie pomieszczenie było, drugie pomieszczenie było dla orkiestry. Także fajnie było zrobione wszystko. Młodzież się bawiła, a szczególnie nasz zespół. Mieliśmy wszystko tam za darmo, bo mówiono nam, że „nie zapłacimy wam, bo nie mamy z czego – ale chociaż to macie za darmo”.
Składkowe zabawy karnawałowe dobrze pamiętała niedawno zmarła Leokadia Wasilewska.
Za dużo tego [wolnego] czasu nie było, ale ja organizator taki byłam, do rady należałam, a że dział spożywczy zaopatrywałam, cały rejon, te wszystkie sklepy nasze, wyjeżdżałam wszędzie. Wszystkie te wioski znałam wtedy, bo było ze 100 punktów w sumie. To były takie zawsze karnawałowe zabawy, składkowe. Jakiś tam grajek był… no i najczęściej było to w „Suwalszczyźnie” [zespole], to inna sprawa. Jak należałam do „Suwalszczyzny” to tam był ten stolik, altanka taka. A takie organizowane zabawy, to pod „Kłosem”. Jak z panem magazynierem naszym tańczyliśmy, że aż podłoga nam się załamała od tego tańca. Każdy zanosił koszyk i pół litra, ile tam chcieli.
Dziewczęta z chóru „Suwalszczyzna” na krajowych Dożynkach Centralnych w Szczecinie. Od lewej Leokadia Wasilewska (autorka relacji), Janina…, Stanisława Szczecińska
Nietypowego Sylwestra w stanie wojennym na początku lat 80-tych XX wieku wspominała Eugenia Poźniak-Daniłowicz.
W czasie stanu wojennego od godziny 22 do 6 obowiązywała godzina milicyjna czyli bez odpowiedniej przepustki nie można było poruszać się po ulicach.
Pamiętam jeszcze śmieszną taką sytuację w Sylwestra. No, Sylwestra trzeba gdzieś obejść. Chałupa duża, no to u nas. Ale nie sami, rodzina z Olecka, kto mógł, to przyjechał. Koleżanka moja mieszkała na 1-go Maja, więc z mężem też przyszła. Siostra taka dalsza mieszkała tutaj zaraz na Gałaja – to do mnie tutaj dwa kroki. Jeszcze taka dalsza kuzynka vis à vis starych delikatesów na Waryńskiego – no to oni we dwójkę. To u nas, tutaj zebrała się spora gromadka… no i młodzież. No, to do dwudziestej drugiej. Ale kto to w Sylwestra do dwudziestej drugiej będzie bawił się? Przecież tańce były, bo było miejsce. Jak za mało było w domu, to na taras się wychodziło. […] Jak oni wracali, po północy już […] to Fred potem mówił, że Terenia w drodze do domu, tak szybko przez ten park na ukos przebiegła, że on ledwo za nią zdążył przejść. Także powiedzmy, nie było to aż tak tragiczne. Jakoś przetrwaliśmy to.
Tak wyglądał Park Konstytucji 3 Maja w czasach opisywanych przez Eugenię Poźniak-Daniłowicz
Fot. Stanisław J. Woś pochodzi z „Suwałki – miasto nad Czarną Hańczą” pod red. J. Kopciała
Relacje pochodzą z Suwalskiej Biblioteki Pamięci tworzonej przez Pracownię Digitalizacji i Historii Mówionej Biblioteki Publicznej im. M. Konopnickiej w Suwałkach.
Zachęcamy do spędzenia czasu z suwalskimi świadkami historii i do wirtualnej rozmowy na: http://digi.bpsuwalki.pl/