31 grudnia o godz. 20 w Sali im. A. Wajdy przy ul. Papieża Jana Pawła II 5 rozpocznie się Koncert Sylwestrowy w wykonaniu Suwalskiej Orkiestry Kameralnej pod batutą Kazimierza Dąbrowskiego oraz znakomitych solistów: Justyny Rapacz (mezzosopran) oraz Pawła Trojaka (baryton). To wyjątkowa okazja, by przy muzyce świętować nadejście Nowego Roku w towarzystwie wybitnych artystów i niezapomnianych melodii. O koncercie, ale nie tylko ,„DwuTygodnik Suwalski” rozmawia z pochodzącą z Suwałk solistką Justyną Rapacz.

– Jakie utwory wykona Pani w czasie „Koncertu Sylwestrowego”?
– Poprzez wybór repertuaru na Koncert Sylwestrowy chcieliśmy zaprezentować widzom zarówno melodie, które znają i przy których będą się dobrze bawić, ale także przybliżyć nieco szerszy repertuar operowy, który jest równie piękny i warto go przy takich okazjach wykonywać. Zaśpiewam kilka arii operowych i operetkowych, między innymi słynną arię Carmen, kontrastującą z nią arię Dalili, przezabawną piosenkę Gershwina o porywczym tytule „Blah, blah, blah” oraz arię ze śmiechem z operetki „La Périchole”. Dodatkowo wraz z Pawłem Trojakiem, wspaniałym barytonem, wykonamy duety, m.in. z opery „Don Giovanni” Mozarta.

– Jak zaczęła się Pani przygoda z muzyką?
– Muzyka od zawsze była w domu i to w dużej mierze wsparło mój rozwój – zarówno słuchu muzycznego, jak i wrażliwości. Rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej do klasy fortepianu, a solidne podstawy, które zdobywałam już od siódmego roku życia (nauka nut, kształcenie słuchu, harmonia, historia muzyki), okazały się bezcenne w moim dalszym rozwoju jako śpiewaczki operowej. Myśl o zajęciu się śpiewem zakiełkowała w mojej głowie mniej więcej w wieku 15 lat. Na początku nie była to jednak od razu chęć wykonywania muzyki operowej. Zaczynałam od śpiewania muzyki rozrywkowej – sprawiało mi to przyjemność, ale dość szybko stwierdziłam, że to nie jest kierunek dla mnie. Obserwowałam wtedy starszą siostrę, która uczyła się śpiewu operowego i pomyślałam, że może właśnie ten gatunek bardziej pasowałby do mojego głosu.

Wtedy, jak i później, nieoceniony okazał się wkład mojej nauczycielki śpiewu, pani Marleny Borowskiej, która widząc we mnie potencjał wokalny, zmobilizowała mnie i umożliwiła podejście do egzaminów na śpiew solowy w suwalskiej szkole muzycznej. Wydarzyło się to zupełnie przypadkowo, ale jak wiemy, „przypadki rządzą światem”. Dzięki temu pomysł, który zrodził się w mojej głowie, stał się rzeczywistością, a potem wszystko potoczyło się już torem prowadzącym prosto na studia muzyczne w Warszawie.

– Co decyduje o sukcesie w dość elitarnym środowisku śpiewaczek operowych?
– Na to pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Po pierwsze – praca. Praca nad głosem, czyli niezliczona ilość godzin spędzonych w „ćwiczeniówce” i na lekcjach śpiewu. Na pewno szczęście w postaci trafienia na swojej drodze na dobrych nauczycieli. Ale też nieustanna praca nad sobą, swoją osobowością i charakterem. Zdolność do podejmowania trudnych decyzji oraz wychodzenia ze strefy komfortu. Rozwój osobisty, który prowadzi do wykonywania utworów w sposób jak najbardziej indywidualny.

Niezwykle ważna jest umiejętność współpracy z innymi ludźmi oraz w zespole. W tej pracy trzeba umieć rozmawiać i z dyrektorem renomowanej instytucji, i z osobą prowadzącą biuro Organizacji Pracy Artystycznej (w teatrach operowych tzw. OPA), z technicznymi pracującymi na backstage’u, czy z kolegami na scenie. Pomaga również znajomość kilku języków obcych – w moim zawodzie jest to właściwie konieczność, bo dużą część pracy wykonuję w środowisku międzynarodowym.

Osobiście uważam, że w tej profesji – jak i w życiu – trzeba mieć w sobie dużo pokory oraz szacunku do innych. Każdy występ, każde pojawienie się w nowym miejscu wystawia nam wizytówkę i pozostawia po sobie określone wrażenie. Jakość występu i przygotowania jest oczywiście bardzo ważna, ale poza tym ludzie chcą zatrudniać tych, których lubią i których szanują. Stawiamy więc kroki i podejmujemy decyzje, które będą nasz rozwój wspierać, albo go niweczyć.

– To dość stresujące zajęcie.
– Bardzo ważna jest odporność psychiczna. Będąc muzykiem pracującym nie na etacie, lecz – tak jak ja – w wolnym zawodzie, trzeba pogodzić się z niepewnością, która temu towarzyszy. Ale jest to warte swojej ceny – podróżuję, poznaję nowe miejsca i ludzi. Nie zamieniłabym tego na nic innego. Myślę, że w moim życiu o sukcesie – jeśli można tak to nazwać – w dużej mierze zadecydował wyjazd za granicę. Studia w Niemczech nauczyły mnie wiele z tego, o czym wspomniałam wyżej. Tam zaczynałam od zera, ponieważ nawet języka uczyłam się na miejscu. Było to bardzo trudne, ale poszerzyło moje horyzonty. Otrzymałam dobre stypendia
i zostałam przyjęta do niemieckiej agencji artystycznej, która pomagała mi kreować ścieżkę kariery. Zdobyłam ważne znajomości, które zaprowadziły mnie na kolejne sceny – w tym do opery w Paryżu.

– Ale wcześniej trafiła Pani do jednej z najbardziej znanych w Europie Semperoper w Dreźnie.
– Jeszcze przed zakończeniem studiów magisterskich jeździłam na przesłuchania do teatrów operowych w Niemczech, aby dostać się do programu dla młodych śpiewaków, tzw. studia operowego (w Polsce niestety takie programy nie istnieją). Jest to dwuletni kontrakt, podczas którego pracuje się w operze na takich samych zasadach jak starsi, doświadczeni śpiewacy, ale na początku dostaje się drugoplanowe role, by stopniowo zdobywać niezbędne doświadczenie i przygotowywać się do większych wyzwań.
Ja taką szansę dostałam w Semperoper w Dreźnie – operze o niezwykłej historii i tradycji, gdzie dyrygowali wielcy kompozytorzy i dyrygenci, a orkiestra jest jedną z najlepszych na świecie. To był niezwykły zaszczyt – zostałam przyjęta jako jedna z sześciu osób, a zgłosiło się wtedy ponad 1200 śpiewaków. Jest to efekt mojej ciężkiej pracy, ale też łut szczęścia, który bardzo często potrafi zaważyć na osiągnięciu sukcesu.

– Jak Pani przygotowuje się do występu w spektaklu operowym?
– Zaczynam zazwyczaj kilka miesięcy przed rozpoczęciem prób. Lubię mieć czas, by na spokojnie oswoić się z materiałem nutowym i językiem, w którym będę śpiewać. Często jestem pytana, jak udaje mi się zapamiętać całą rolę w trzygodzinnej operze w obcym języku. Odpowiedź brzmi: przez odpowiednio wczesne przygotowanie i powtarzalność. Nasz instrument opiera się na pamięci mięśniowej, dlatego musimy regularnie ćwiczyć – dokładnie tak jak sportowcy. W przeciwnym razie mięśnie się odzwyczajają, wychodzimy z formy i powrót zajmuje czas. Czasem żartuję, że moja pamięć mięśniowa zna niektóre role lepiej niż ja sama. Jeśli nie znam języka, w którym jest napisana dana opera, na początku wyszukuję tłumaczenie libretta i nanoszę je na cały wyciąg fortepianowy lub tłumaczę samodzielnie. Muszę wiedzieć nie tylko, o czym sama śpiewam, ale też co mówią postaci dookoła. Spotykam się z pianistą korepetytorem na coachingi, podczas których on gra partię orkiestry, a ja wśpiewuję rolę w odpowiednim tempie i harmonii.

– Ile to zajmuje czasu?
– Lubię uczyć się roli na pamięć nie „wbijając” jej sobie na siłę do głowy, ale pozwalając, by przychodziła naturalnie dzięki powtarzalności. Materiał muszę mieć opanowany przed rozpoczęciem prób, które mogą trwać od tygodnia do nawet dwóch miesięcy. Na ten czas przeprowadzam się z domu do miasta, w którym powstaje produkcja, i żyję „na walizce”. Ten czas jest zawsze bardzo intensywny – zwykle odbywają się dwie próby dziennie po około cztery godziny i cały ten czas pracuje się wokalnie oraz aktorsko.
I na koniec równie ważne jest dbanie o ciało i cały organizm. Ponieważ instrument mam w sobie, muszę stworzyć mu odpowiednie warunki. Chodzę na siłownię, dbam o wytrzymałość, korzystam z różnych metod rehabilitacji głosu, gdy jest zmęczony, pilnuję suplementacji i zdrowego odżywiania, aby nie zachorować… Lista jest długa.

– Jak często pojawia się Pani teraz w Suwałkach?
– Bywam w Suwałkach kilka razy do roku – najczęściej na święta i w wakacje, jeśli akurat mam wolny czas, albo przy okazji rodzinnych uroczystości, choć to niestety często koliduje z moim kalendarzem zawodowym.

– Jakie zmiany zauważyła Pani w Suwałkach?
– W moim odczuciu miasto nie zmieniło się diametralnie. Wiele dużych zmian i inwestycji działo się jeszcze wtedy, gdy byłam w szkole. Ogromną zmianą była modernizacja całego budynku szkoły muzycznej, co stworzyło naprawdę godne warunki do nauki oraz występów w pięknej sali koncertowej.
Oczywiście dużą zmianą było również powstanie Suwalskiego Ośrodka Kultury poprzez połączenie MDK-u i ROKiS-u. Byłam nastolatką o mnóstwie zainteresowań, więc odwiedzałam obie te placówki regularnie. Z mojej perspektywy połączenie ich w jedno i przede wszystkim budowa nowoczesnego obiektu z salami do tańca, śpiewu, salą koncertową – to nieoceniony krok naprzód. Nie sposób nie zauważyć pięknego rozwoju okolicy Zalewu Arkadia i suwalskich bulwarów, co stało się już pod moją nieobecność. Kolejną dużą zmianą w moim odczuciu był także remont stadionu lekkoatletycznego. Spędziłam tam na treningach wiele godzin na przestrzeni kilku lat i swego czasu było to moje ulubione miejsce na mapie Suwałk. Bardzo się ucieszyłam z unowocześnienia tego obiektu.
To niezwykle ważne, aby dzieci i młodzież miały miejsce i możliwości, by rozwijać swoje zainteresowania czy pasje, bo nigdy nie wiadomo, jakie szkolne hobby może okazać się naszym powołaniem. Warto doceniać ludzi, którzy sprawili, że stało się to możliwe. W Suwałkach mamy lepsze warunki, niż w niejednym większym mieście w Polsce.

– Jakie emocje towarzyszą Pani przy powrotach do Suwałk i na Suwalszczyznę?
– Jestem dumna z tego, że pochodzę właśnie stąd. Często tęsknię za pejzażami Suwalszczyzny. Zaprosiłam do Suwałk kilkoro moich przyjaciół i zawsze z wielką radością oprowadzam ich po najciekawszych miejscach miasta i regionu. I oczywiście wszyscy muszą spróbować lokalnej kuchni, choć do tego akurat nikogo nie muszę namawiać.

– Jakie są Pani najbliższe plany muzyczne?
– Właśnie skończyłam dwa intensywne projekty: zakontraktowany dwa lata temu debiut na słynnym festiwalu muzyki klasycznej w Baden-Baden w Niemczech, gdzie wystąpiłam w operze Kopciuszek Rossiniego oraz wznowienie produkcji w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. W najbliższym czasie biorę udział w dwóch projektach koncertowych z Mesjaszem Händla, który często wykonywany jest w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Czekają mnie też koncerty noworoczne i powrót do Polskiej Opery Królewskiej. Bardzo się cieszę na nadchodzący debiut w Operze Wrocławskiej, gdzie wystąpię w roli Dulcynei, ukochanej Don Kichota w operze pod tym tytułem. Zapraszam na spektakle pod koniec lutego 2026 roku – może ktoś z Państwa wybierze się akurat w tym czasie w rejony Wrocławia. Potem czeka mnie kolejny debiut, tym razem w Filharmonii Szczecińskiej, a w międzyczasie – kolejne przesłuchania. Są też angaże, o których nie mogę jeszcze mówić, ponieważ są w fazie ustaleń, ale już wiem, że ten sezon będzie bardzo ekscytujący.
I równie ważny zbliżający się Koncert Sylwestrowy w Suwałkach, na który już teraz bardzo serdecznie wszystkich Państwa zapraszam. Przy tej okazji chciałabym serdecznie podziękować panu dyrektorowi Bernardowi Michniewiczowi, który niedawno zaprosił mnie do udziału w koncercie z okazji jubileuszu naszej szkoły muzycznej i tym samym otworzył możliwość występu w Suwałkach po 10 latach. Dziękuję także Suwalskiemu Ośrodkowi Kultury za tę samą możliwość – będzie to wyjątkowe przeżycie móc wystąpić przed suwalską publicznością w moim rodzinnym mieście.
Życzę wszystkim wspaniałego Nowego Roku – wypełnionego radością, spokojem i muzyką.

– Dziękujemy za rozmowę.