Wernisaż wystawy fotografii Anity Andrzejewskiej już jutro – wyjątkowo w czwartek 18 maja 2017 o godz. 18.00 w galerii PAcamera w Suwalskim Ośrodku Kultury przy ulicy Noniewicza 71. Wystawa czynna do dnia 26 czerwca 2017.

 

Anita Andrzejewska obserwuje uważnie świat i poprzez fotografie stara się nawiązać z nim kontakt. Odkrywa, poznaje, smakuje rzeczywistość, a na jej zdjęciach widać miłość do aparatu i pasję, która wypełnia to, co robi.

„Moja radość życia” – wernisaż wystawy fotografii
Czwartek, 18.05.2017, godz. 18:00, Galeria PAcamera, ul. Noniewicza 71

wstęp wolny | wystawa czynna do 26.06.2017
Prace Autorki pochodzą z kolekcji Fundacji Rozwoju Fotografii.

 

Anita Andrzejewska – absolwentka grafiki na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, fotografka, podróżniczka i ilustratorka książek dla dzieci. Stypendystka Ministra Kultury, zdobywczyni licznych nagród krajowych i zagranicznych, m.in. w konkursie na projekt fotograficzny dla amerykańskiego Santa Fe Center for Visual Arts oraz w zorganizowanym we Francji konkursie ilustracji dziecięcej Figures Futur. Swoje prace wystawiała w Kanadzie, Islandii, Japonii, USA, Iranie, Turcji, Niemczech, Czechach, Francji, Grecji, Hiszpanii, na Węgrzech i Słowacji. Współpracuje z Galerią Leica w Warszawie i Galerie Camera Obscura w Paryżu. Od lat angażuje się w projekty artystyczno-społeczne, łączące Europę i Azję. Prowadziła m.in. warsztaty plastyczne dla dzieci w indyjskim Ahmedabadzie, kilkakrotnie odwiedziła też Iran, gdzie współtworzyła projekty fotograficzno-literackie w Teheranie, Isfahanie, Szirazie, Jazd. Prowadzi autorskie zajęcia z fotografii w Warszawskiej Szkole Fotografii, fotoekspedycje z Akademią Nikona oraz warsztaty fotograficzne i plastyczne dla dzieci. Najczęściej fotografuje posługując się tradycyjną techniką srebrową, na czarno-białych negatywach i robi odbitki własnoręcznie w ciemni.

 

Na urodę fotografii Anity Andrzejewskiej składa się kilka nieczęsto występujących razem elementów. Świeżości i prostocie spojrzenia towarzyszy sekretność i precyzja kadru. Łagodności przenikania się mięsistych, grafitowych półtonów wtóruje łagodność rozkładu plam i miękkość linii. Piaskowa ziarnistość wielu z nich przywołuje także pamięć dawnych sztychów i odesłanych w niebyt zapomnienia technik graficznych. Tonalność jej fotografii przypomina czasem gęste szarości schłodzonej lecz niezastygłej jeszcze lawy wulkanicznej lub błotnistego mułu, nad którym wciąż wiszą ciężkie, ołowiane chmury. Ale w tych fotografiach nie rozgrywa się żadna tragedia, nie ma tu katastrofy, co więcej te zdjęcia nie stawiają żadnych pytań, o niczym nie opowiadają, niczego nie opisują. Ważniejszy jest tu bowiem nałożony na zdjęcie i dominujący nad nim wewnętrzny świat wrażliwości artystki, gdzie techniczna strona służy jedynie budowaniu nastroju, klimatu jednostkowo przeżywanej chwili. Są świadectwem stanu ducha, ujawnieniem tej części naszego jestestwa, której sprzyja jedynie sztuka. Bo tak naprawdę tylko sztuka pozwala na stwarzanie; wizualizowanie niewidzialnego strumienia myśli, uczuć i odczuć. Fotografie Anity nie posiadają też uporządkowania tematycznego, są jak chwile wyrwane z życia wędrowca. Jedynym łącznikiem między nimi jest ona sama, ich wybór, forma jaką im nadała oraz jej życie, które z czasem przyniesie nowe obrazy dopisując jakiś ciąg dalszy do nieznanych przecież dziś jeszcze przeżyć i zachwytów jakie mogą się wydarzyć na cierpliwie płynącej osi czasu. W fotografiach Anity świat wyłania się z mroczności, a spirala pośpiechu jeszcze nie została uruchomiona. Są one aż do bólu nostalgiczne, tyle że nie jest to nostalgia oznaczająca w łacinie tęsknotę za ojczyzną, a raczej zbliżająca się do greckiego nostos (powrót), chęć zwizualizowania utraconego przez ludzkość raju harmonii natury, człowieka i wszelkiego stworzenia w nim żyjącego. Kiedy przyglądam się ludziom na fotografiach Anity nie mogę się oprzeć urokowi sylwetek w pejzażu – a nade wszystko łagodności gestów ich rąk i dłoni. We wszystkich fotografiach Anity jakie widziałem twarz człowieka pokazywana jest fragmentarycznie: czasem znikająca w cieniu, czasem uciekająca poza kadr, a czasem wręcz nieobecna. Są to obrazy głęboko zapadające w pamięć nie tylko dlatego, że są przedsionkiem tajemnicy; lecz przede wszystkim dlatego, że są świadectwem posiadanego daru, a nie tylko talentu, którego zresztą Anicie nie brakuje.

Bogdan Konopka

Paryż 16.05.2003