Na rozpoczęcie tegorocznego Suwałki Blues Festival odsłonięto mural na ścianie budynku przy ul. Noniewicza 48. Wykonał go jeden z najbardziej znanych i cenionych na świecie artystów, polski plakacista i grafik Andrzej Pągowski. Złożył on własnoręczny podpis w czasie odsłonięcia malowidła. Z autorem rozmawiał „DwuTygodnik Suwalski”.

 

Jest pan znanym  plakacistą , twórcą scenografii i murali. Dlaczego wybrał pan Suwałki na miejsce  realizacji swojego nowego projektu?

W Suwałkach nigdy nie byłem. Pomysł na realizację bluesowego muralu zrodził się u mojego przyjaciela Jana Chojnackiego, z którym mieszkamy niedaleko, pod Warszawą. Wielokrotnie opowiadał mi o tym festiwalu. Wszędzie mnie ciągnie, ale jestem człowiekiem zapracowanym. Ale przyznam szczerze, że przy tego typie imprezach lubię się pojawiać z czymś. Oczywiście najchętniej pojawiłbym się z gitarą i zagrał „solówy”. Niestety, mój tata  podjął decyzję, że powinienem zająć się malowaniem, gdyż jest spokojniejsze i cichsze. Nastąpiło to w momencie, kiedy skonstruowaliśmy z kolega gitarę, i paliliśmy wzmacniacze. To było nie do zniesienia dla ojca, który był wychowany na operze i ciągnął mnie na różne wspaniałe premiery. Myślę, że dobrze się stało, że ukończyłem kierunek plastyczny, tym bardziej że od dzieciństwa przejawiałem w tym kierunku ciągoty. No oczywiście skończyło się bardzo dobrze. Natomiast jeżdżenie po Polsce, żeby tylko zwiedzać, na to jeszcze mam czas. Natomiast głównie staram się pokazać co robię, pokazać ludziom, że jest coś więcej, niż tyko jedzenie spanie i byczenie się, Ze jest coś takiego jak teatr, muzyka, film., plakat, ilustracja, kultura, sztuka, bo nie ukrywam, że na czymś takim zostałem wychowany. Możemy bardzo dużo złego mówić o PRL-u, ale na pewno nie o tym, że ludzie byli odcięci od kultury, i przede wszystkim ta kultura nie była dla nich ważna. Nie było takiej konkurencji, ale jednak, na ulicach rozpoznawali autorów plakatów, wiedzieli, że te plakaty są, masowo chodzili do teatru, chociaż i teraz nie narzeka on na publiczność. Masowo chodzili do kina. Więc jak Janek Chojnacki zaproponował  żebyśmy zrobili coś w Suwałkach, na początku myśleliśmy o wystawie. Janek chciał by była to wystawa plakatów muzycznych, jazzowych. Okazało się, że w tych ponad tysiącu czterystu plakatach, które zrobiłem,  muzyczne to jest mały procent. Więc robienie reprezentacyjnej wystawy muzycznej nie wchodziło w grę. I nagle pojawił się pomysł z muralem. Ja ubóstwiam tego typu realizacje bo tak naprawdę nie ma różnicy czy jest to plakat czy mural, bo jedna i druga to jest sztuka ulicy. Mural ma ta przewagę , że zostaje na lata, dopóki nie odpadnie, nie zamalują go. Jeżdżąc  po Polsce, widzę że tych murali jest coraz więcej, malują je młodzi artyści. Jeżeli się o nie dba, konserwuje to przetrwają lata.

Mural powstawał bardzo sprawnie, lecz kilka dni przed festiwalem nagle zniknął, jaka była tego przyczyna?

Odpowiedź mogłaby być taka, że przetestowaliśmy jak będzie wyglądał, i jak wiedzieliśmy jak, to go zamalowaliśmy. Prawda była taka, że wykonawca,  który summa summarum zachował się rzeczywiście z jajami i wziął na klatę całą sprawę, za bardzo chyba uwierzył, że da od razu radę. Nie skonsultowano tego i mural miał kilka błędów. Pierwszy to było złe osadzenie na ścianie i to spowodowało, że cały dowcip z bocianami zniknął bo się wtopił w dach, był za nisko posadzony. Po drugie wykonawcy myśleli, że te sylwetki, które są tak narysowane, to tak są narysowane. Nie zwrócili uwagi na to, że kreska prosta dynamiczna, ostra „gra”. A kreska wyoblona miękka, jest plasteliną i nie „gra”. Ktoś, kto ma trochę poczucia estetyki nie powie, że wycięty mocno kontur i wygnieciona postać z plasteliny są takie same. No do tego były zmiany kolorystyczne. Uznałem że pod takim czymś się ma szans, żebym się podpisał i musimy to poprawić. Wykonawca jeszcze raz przeanalizował projekt i przystąpił do jego wiernej realizacji. W tym momencie mieszkańcy Suwałk dostali mural Pągowskiego taki  jak go zaprojektowałem, czyli dynamiczny, kolorowy, ułożony rozsądnie, gdzie jesteśmy w stanie rozpoznać że to jest mężczyzna a to kobieta, a w tamtych glutach, tak naprawdę to ja sam nie rozpoznawałem co zrobiłem. Mała wpadka na początku, nauczka na przyszłość dla wykonawców, przestroga, że jednak trzeba się przyglądać projektowi, analizować go dokładnie bo przecież tam jest gest, ręka, pomysł artysty. Media społecznościowe były mocno zaniepokojone, ale wszystko zakończyło się dobrze. Myślę, że dzięki temu powstała historia tego muralu, że pojawił się, zniknął, teraz go mamy,

Podczas wizyty w Suwałkach przed księgarnią, miał pan spotkanie autorskie

Jak się daje Pągowskiemu palec, to on chce rękę. Część społeczeństwa miasta wie kto jest autorem muralu, że jest j to artysta, plakacista, grafik itp., ale część nie. Dlatego tez zorganizowano mi spotkanie autorskie, na którym prezentowałem książkę „Być jak Pągowski autorzy: Dorota Wellman, Andrzej Pągowski. To dzięki niej, ruszyłem się z pracowni i zacząłem spotykać się z ludźmi.  Mam teraz 66 lat jestem doświadczonym człowiekiem i mam swoje przeżycia. W moim fachu ważne są zlecenia. A miałem wyjątkowe szczęście, do zleceń, ludzi, do tematów bo udało mi się w ciągu 40 lat uchwycić najważniejsze wydarzenia kulturalne w Polsce. W port folio  mam potężne pokłady młodego kina polskiego z Kieślowskim, Kijowskim, Holland,  Zaorskim ale także Wajdą. Andrzejem Wajdą,  który pochodzi z  Suwałk, i zdradzę rąbek tajemnicy, że właśnie knujemy coś w tym temacie z panem prezydentem. Będzie to duży, ciekawy projekt.

Skoro tak dużo ludzi przez moje życie się przewinęło i niektórzy bardzo intensywnie jak Janek Machulski, Waldemar Świeży – mój profesor,  jak Kieślowski czy Wajda, chciałem o tym odpowiedzieć. Dorota Wellman zrobiła wywiad rzekę, ale nietypowy, nie o mnie, ale bardziej opowiadanie o ludziach i o fascynacjach. Wyciągnęła też sporo rzeczy prywatnych o mnie. Książka jest wynikiem pięcioletniej pracy. Bolało mnie, że słynna polska szkoła plakatu jest nieudokumentowana, wspaniali artyści jak choćby: Franciszek Starowieyski, Roman Cieślewicz, Jan Młodożeniec i inni poodchodzili i nie zostawili opowieści, które znam. Bośmy razem rozmawiali i sporo pamiętam. Wywiad poszedł nam w miarę sprawnie. Potem trzeba było dokumentację zrobić. A strasznie chciałem, żeby każde zdanie, słowo, każdy przykład był zilustrowany obrazem. A więc przeszukiwanie archiwów trwało następne parę lat, znaleźliśmy masę zdjęć, dokumentów. Co ważniejsze ludzie mówią, że książkę dobrze się czyta.

Skąd się biorą pomysły i tematy prac?

 Przy moim adehade to nie jest takie proste. Wiele osób siada szkicuje, rysuje. U mojego profesora Waldemara Świeżego w pracowni znalazłem szkicownik. On szkicował, malował, potem robił taką miniaturkę plakatu, którą dokładnie przenosił na duży format. U mnie jest inaczej. Udzielając teraz wywiadu, mam w głowie trzy tematy, które po powrocie do pracowni muszę zrealizować. Rozmawiając patrzę na sztalugę, na lampę, coś mi chodzi po głowie. Te adehade powoduje, że cały czas gdzieś tam  patrzę, rejestruję. I tak to wygląda, że w momencie kiedy wpada temat to zaczyna kiełkować jak jakieś ziarenko. W przypadku filmu jest prościej, bo oglądając film już mi pojawiają się jakieś skojarzenia. To wszystko jest dobre do momentu kiedy siadam przed komputerem i zaczynam rysować, i wtedy zmienia się wszystko o 180 stopni. Komputer jest wrednym urządzeniem. Coś tam klikam, wtedy on mi pokazuje 50 tysięcy nowych  możliwości. Więc zaczynam w te możliwości wchodzić. I tak jak kiedyś robiłem te plakaty z reguły w jedną noc, to teraz się to wydłuża, przeciąga i klienci się denerwują, że terminy są przekroczone. Ale tak pracuję, jest to podglądanie świata, ludzi, obserwowanie, słuchanie, rozmawianie. Bardzo lubię ludzi, rozmawiać, dowiadywać się o nich wszystko, ponieważ dla mnie jest to wiedza o moim odbiorcy. I wtedy, kiedy tworzę skróty, jakieś ilustracje, tematy, to muszę wiedzieć czy ten odbiorca to zrozumie. W przypadku  realizacji muralu dla festiwalu, to wyglądało inaczej, materiały musiały być wielowątkowe. Oglądałem zdjęcia , filmy z festiwalu, słuchałem nagrań, rozmawiałem z Jankiem (Chojnackim red.). I dotarło do mnie , że jest to festiwal pełen ludzi, muzyków, którzy w różnych sytuacjach zostali dostrzeżeni. Ale najważniejszą zauważalną rzeczą jest ta, gitara, jest pasja, jest ruch, dynamika, są też kobiety. I to wszystko zawarłem w tej sylwetce. Gdy patrzymy na sylwetkę bluesmana to nie wiemy czy to jest facet z długimi włosami, czy to jest kobieta. I to jest ważne, że jest to niejednoznaczne. Jest to wypełnione muzyką, jak mogłem to przekazać, musiałem oddać to kolorami. Widzowie  (może nieświadomie) widzą tę grę kolorów, czerwony przeplata się z żółtym tworząc pomarańczowy, w momencie kiedy wchodzi na zielony staje się innym kolorem. Tak samo gra muzyka. I potem zacząłem rozmawiać z Jankiem, powiedziałem, że czegoś mi w tym projekcie brakuje, co kojarzy ci się z Suwałkami ? Jak się jedzie do tego miasta to widać gniazda oraz same bociany. Taki bocian zawsze wraca do miejsca, które mu pasuje. Więc skoro on przylatuje do Suwałk, to znaczy że mu w tym mieście jest ok. Pojawił się bocian, oraz inne ptaki, także mewa, ponieważ pomyślałem sobie tak: skoro mewa znad morza przyleciała do Suwałk i jest przez chwilę tutaj, to znaczy, że musi być fajnie, i tej muzyki słucha. A jest też pewnym symbolem gości z Norwegii czy też z innych krajów, którzy przyjeżdżają na festiwal. Tak więc jest to taki puzzle-układanka, który mam nadzieję jest czytelny.

Jest pan znanym twórca plakatów społecznych.

Plakat społeczny dla mnie,  jest pewnego rodzaju spłacaniem długu za to co dostałem, z jednej strony mam świadomość że wiele osób na świecie jest obdarzonym talentem, natomiast ja ma przeczucie, że jeżeli coś dostałeś, musisz również oddać. I myślę, że pilnowanie tych proporcji jest też ważne. Plakat „Papierosy są do d..y” powstał 25 lat temu, Na początku był moim przekleństwem, teraz jest kultową wizytówką. Rozmawiamy w tym momencie, kiedy ten plakat po 25 latach doczekał się ponownej odsłony, ponieważ nad morzem na plażach ruszyła akcja z moim nowym hasłem „Papieros na plaży to obciach dla twarzy”. Dlatego, że dzisiaj na przykład nie możemy użyć słowa d..a . Bo pierwotnie ja chciałem użyć hasła „Papieros na plaży to d..a z twarzy”. Ale okazuje się, że w dzisiejszych czasach, mimo że PRL był podobno taki strasznie bee i cenzurował wszystko, słowo d…a jest nie do użycia, bo się zaraz kogoś obrazi. Papierosy są cały czas bee,  a jeżeli zachowujemy się  w sposób taki, że palimy papierosa i wkładamy tego peta w piasek to jest tragedia.

Z plakatem „Papierosy są do d..y” było dużo problemów. Ja zawsze pilnowałem niezależności tego plakatu. Tak jak on powstał i był skierowany do młodzieży, młodzież sama broniła go przed zakusami dorosłych i próbami zdejmowania ze szkolnych kibli. Stąd jego kultowość. I dzisiaj większość trzydziestolatków i czterdziestolatków pamięta ten plakat z toalet szkolnych.

Zawsze myślałem o tym, że tego plakatu nie mogę skomercjalizować, i jak się pojawiła akcja tego typu jak mówienie, że palenie na plażach, na wakacjach i dmuchanie smrodem komuś w twarz, a już najgorsze rzucanie tego peta w piach jest obciachem, z dużą przyjemnością zrobiłem nową wersję,  nowoczesną, bardziej barwną, kolorową która w tej chwili jest na plażach nad morzem w Polsce. I też nie ukrywam podobnie jak z papierosami sprzed 25 lat spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem tym razem internautów, którzy masowo nie zgadzają się z tym, że ten proceder takiego chamskiego zachowania się na plaży funkcjonuje.

 

Dziękujemy za rozmowę

 

 

muralRocznik 1953. Absolwent PWSSP w Poznaniu, Wydział Plakatu, dyplom u prof. Waldemara Świerzego. Autor ponad 1500 plakatów wydanych drukiem od 1977 r.
w Polsce i za granicą. Ponadto zajmuje się ilustracją książkową i prasową, jest autorem okładek wydawnictw płytowych, scenografii teatralnych i telewizyjnych, scenariuszy filmów i teledysków.