Współczesna Suwalszczyzna ukształtowała się po ogromnej powodzi sprzed 16 lub 17 tysięcy lat. To sensacyjne odkrycie ogłosili badacze z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na łamach czasopisma „Earth-Science Reviews„. Ich odkrycie przedstawiła Polska Agencja Prasowa. Zmienia ono myślenie o krajobrazie Europy Środkowej, północno-wschodniej Polski i wyjaśnia m.in. genezę najgłębszego polskiego jeziora Hańcza.
Gigantyczna powódź na Suwalszczyźnie
15-17 tysięcy lat temu, w okresie zlodowacenia, przez Suwalszczyznę przeszła jedna z pięciu największych znanych powodzi w historii Ziemi. Źródłem tej wody był topniejący lądolód. Powódź ta niosła ze sobą 2 mln metrów sześciennych wody na sekundę. To 2 tysiące razy więcej wody, niż uchodzi średnio z Wisły do Bałtyku. Taka powódź trwała prawdopodobnie tylko kilkanaście dni, ale jej skutki widoczne są aż do dziś w krajobrazie Europy Centralnej – w tym północno-wschodniej części Polski.
Jak powstała Hańcza?
Kilkanaście tysięcy lat temu z rejonu dzisiejszej Polski ustępował lądolód skandynawski. Ilość lodu, którą gromadził, była niewyobrażalna: w centralnej jego części grubość lodu wynosiła 2-3 km. Kiedy taki lądolód się topił, czasem pod lodem lub na jego powierzchni powstawały jeziora, w których przez długi czas gromadziła się woda.
Do powodzi w rejonie dzisiejszych Suwałk doszło prawdopodobnie wtedy, kiedy dno jednego z takich gigantycznych jezior na lodowcu się rozszczelniło. Woda zaczęła z niego uchodzić z gigantyczną prędkością. Miejscem, w którym woda spadała z powierzchni lądolodu, według ustaleń naukowców z UMK, było m.in. jezioro Hańcza – najgłębsze jezioro w naszej części Europy.
Skąd to wiadomo?
Naukowców UMK do tego odkrycia zainspirował Geoportal prezentujący m.in. lidarowy obraz rzeźby terenu.
– Szczególną moją uwagę zwrócił rejon Suwałk. Nagle coś zrozumiałem: zobaczyłem formy, które przypominały coś znajomego – opowiada PAP prof. Wojciech Wysota, współautor odkrycia.
Jak tłumaczy PAP, na dnie rzeki powstają nieraz – np. w piasku – charakterystyczne kilkucentymetrowe zmarszczki – tzw. ripelmarki. Kiedy oglądał obraz lidarowy południowych okolic jeziora Wigry, dostrzegł w rzeźbie terenu podobne kształty, tylko znacznie większe: każda taka zmarszczka miała do 8 metrów wysokości. A to znaczyło, że kiedyś płynęło tędy mnóstwo wody. Dzięki analizie parametrów tych zmarszczek naukowcy mogli ustalić, jak wiele wody musiało tamtędy płynąć i jak przebiegała w tamtym rejonie powódź. Prof. Wysota wiedział, że takie ogromne riplemarki obserwowano w stanie Waszyngton w USA, czy na Ałtaju. Tam dokładnie je opisano i wykazano, że powstały one w wyniku wielkich lodowcowych powodzi. A to oznaczało, że z podobną powodzią mieliśmy do czynienia również w naszej części Europy. Pierwszy autor publikacji prof. dr hab. Piotr Weckwerth dodaje, że istnieją dowody na to, że takie powodzie, których źródłem był lądolód, odnawiały się i dochodziło do nich cyklicznie, także w innych obszarach północnej Polski.