„DwuTygodnik Suwalski” rozmawia z Henrykiem Owsiejewem, właścicielem grupy Litpol-Malow.
– Zewsząd niemal słychać, że wszystko się wali i popada w ruinę, a tymczasem pan powtarza, że jest optymistą, czego dowodem jest budowany za kwotę około 65 milionów złotych nowy zakład – MALOW 4. Czy to nie jest nadmierne ryzyko inwestować tak wielkie pieniądze w niepewnej sytuacji?
Przede wszystkim nic się nie wali, nic nie popada w ruinę ani w Polsce, ani w Suwałkach. Cokolwiek by nie opowiadano Polska faktycznie bezpiecznie przeszła przez kryzys gospodarczy, który dopadł całą praktycznie Europę. To fakt niezaprzeczalny. Drugi jest taki, że w Suwałkach od jakiegoś czasu systematycznie spada bezrobocie i jest w tej chwili mniejsze niż w Białymstoku, zdecydowanie mniejsze niż w porównywalnej z nami Łomży. Cieszę się, że moja firma ma w tym udział, bowiem MALOW 4 da pracę ponad stu pracownikom. Na rynku panuje ożywienie, rosną zamówienia również na nasze wyroby. To bardzo dobry sygnał.
– MALOW to przede wszystkim produkcja na eksport, więc rosnące zamówienia nie koniecznie oznaczają, że rośnie polska gospodarka.
Większość, bo około 60 proc. naszych produktów faktycznie sprzedajemy za granicę. Również MALOW 4 budowany jest z myślą o krajach skandynawskich, ale reszta, 40 proc. – a to też wcale nie mało – sprzedaje się w Polsce! W poprzednich latach okres wakacji to były urlopy, przeglądy techniczne, remonty – słowem spowolnienie produkcji. W tym roku jest odwrotnie, mimo okresu wypoczynkowego zamówienia rosną. To nie tylko nas dotyczy, to się obserwuje również w innych przedsiębiorstwach. Nie bójmy się tego słowa – to prosperity. Dobrze więc się składa, że nasz kolejny zakład rozpoczyna produkcję już we wrześniu.
– Potrzebujecie nowych pracowników, czy jest prawdą, że w Suwałkach przedsiębiorcy zaczynają konkurować o dobrych, wykwalifikowanych fachowców?
Tak, jakkolwiek wiem, że nie wszystkich to przekonuje; faktycznie, szczególnie jeśli idzie o ludzi z wysokimi kwalifikacjami, zaczyna się konkurencja. Tu już mamy początki rynku pracownika, o którego my, przedsiębiorcy, musimy zabiegać.
– Czy znaczy to również – lepiej za ich pracę płacić?
Tak, to tyle właśnie znaczy – dobry pracownik zaczyna być w cenie. Z przekonaniem twierdzę, choć pozornie jest to przeciw również moim interesom, że to dobre, pozytywne zjawisko dla całej gospodarki. Nie można przez cały czas konkurować, czy to na rynku polskim, czy europejskim, tylko niską ceną pracy. Musimy również w Suwałkach, produkować takie wyroby, które będą konkurować z innymi swoją jakością i klasą. To stąd od wielu, wielu lat tak bardzo zabiegamy o to, by na wszystkich rynkach zbudować mocną, rozpoznawalną markę naszej firmy. I powoli się to udaje. Jeszcze nie tak dawno zagraniczni kontrahenci nie zawsze życzyli sobie, by ujawniać, że nasz wyrób jest z Polski. Dziś to się zmienia, nasza marka się umacnia.
– Co pan, jako były wieloletni przewodniczący Rady Gospodarczej przy Prezydencie Miasta uważa za najpilniejsze zadanie suwalskich sfer gospodarczych?
Zdecydowanie potrzebna jest dobra, efektywna współpraca suwalskich przedsiębiorców, wyższych uczelni – naszej i białostockich, które mają naprawdę duży potencjał, oraz Parku Naukowo-Technologicznego, którego możliwości także nie są wykorzystane. Razem jest to pokaźny potencjał, który – przy życzliwym wsparciu samorządu – może przynieść bardzo pozytywne efekty.