Niezwykle malownicze, wręcz fantastyczne obrazy Dariusza Milińskiego można od 26 maja oglądać w Suwalskim Ośrodku Kultury. Swoimi refleksjami, pytaniami, spostrzeżeniami będzie okazja podzielić się z autorem podczas finisażu, który odbędzie się 22 czerwca o godz. 18.00.

Wystawa prac Dariusza Milińskiego – finisaż
Czwartek, 22.06.2017, godz. 18:00
Galeria Patio SOK, ul. Jana Pawła II 5

wstęp wolny

Finisaż wystawy z udziałem Dariusza Milińskiego odbędzie się 22.06.2017 roku, ostatniego dnia XVI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Dzieci i Młodzieży „WIGRASZEK 2017”. Po spotkaniu z artystą zapraszamy na znakomity spektakl „Szatnia” Teatru Przebudzeni z Ostródy. Bilety 10 zł KUP TERAZ >>

Najkrótszy życiorys Dariusza Milińskiego można zawrzeć w kilku zdaniach. Urodził się w 1957r. w Cieplicach. Jest z zawodu artystą-plastykiem. Uczestniczył w przeszło 200 wystawach indywidualnych i ponad 100 zbiorowych m.in. w Polsce, Niemczech, Francji, Belgii i USA. Brał udział w kilkudziesięciu happeningach artystycznych i przedstawieniach teatralnych. Zdobył wiele nagród i wyróżnień. Założyciel grupy artystycznej „Pławna 9”. Twórca Zamku Legend Śląskich i Muzeum Przesiedleńców. Niestrudzony animator kultury. Jego prace znajdują się w zbiorach prywatnych i państwowych w kraju i za granicą.

 

Opowiadając baśń artysta musi umieć przedstawić ją naszym zdumionym i zachwyconym zarazem oczom, gdyż dobra baśń z dobrym zachwyceniem lubi chadzać w parze. I musi to czynić dla zdobycia zaufania widza i wiarygodności tym samym, bez której staje się płaską i niegodną uwagi blagą.

Dariuszowi Milińskiemu przychodzi to łatwo, gdyż sam żyje w bajkowym świecie albo też przynajmniej stara się to czynić na przekór wrogiej mu rzeczywistości, mierzącej wszystko oschłym metrum liczbowej podziałki w złudnym przeświadczeniu, że to, czego nie da się zmierzyć i zważyć – tym samym nie istnieje. Sam artysta zwie się „kasztanowo-żołędziowym ludkiem mieszkającym w dziupli swej wyobraźni”, zmieszanej z wiedzą i malarską biegłością w logiczną całość, co tylko z pozoru wydaje się paradoksem, bo przecież również baśń jest uczona i konsekwentna na swój, baśniowy sposób.

Miliński umieszcza swe wielkie teatrum wyobraźni na pograniczu epok, tej dawnej z jej prawdziwymi królewnami w gotyckich czepcach i ubogimi czeladnikami w znoszonych ciżmach z długimi na piędź noskami, wśród ubogich chatek jak z mistrza Boscha, Brueghela. Lecz jednocześnie każe swym bohaterom jeździć na całkiem współczesnych motocyklach niekiedy i siadać na giętych krzesłach Thoneta od jakich roi się połowa XIX wieku i całe następne stulecie.

W tym pozbawionym współczesnych nam akcentów, niepoprzecinanym słupami wysokiego napięcia, fabrycznymi kominami ani pasmami autostrad pejzażu skrzydlate anioły przędą na kołowrotkach nici dla szpiczastonosych wieśniaków, którzy dla odmiany mocują się niekiedy z wielkimi jak oni kartonowymi pudłami albo innymi odpadami naszej cywilizacji przemysłowej.

Najważniejszy jednak sygnał ponad-lub też pozaczasowości obrazów Milińskiego płynie, jak na rasowego malarza przystało, z połączenia dawnych kryteriów estetycznych i zasad dobrej, mistrzowskiej roboty z całkiem współczesnym metier czy też emploi artysty, ze współczesnymi więc regułami operowania barwą, światłem i budowa płaszczyzny oraz wiedzy o nich.

Z gotyku w jego północnej odmianie artysta przejął dokładność rysunku i takiejże,wręcz skrupulatnej opisowości,zamiłowanie do szczegółu,strojów czy faktury sprzętów,bez ich podziału na ważniejsze i mniej ważne.,gdyż strój postaci i otaczające ją przedmioty są równie istotne jak jego oblicze i wyraziste dłonie.Z gotyku też rodem jak żywy,kontrastowy koloryt o symbolicznej niekiedy wymowie,w którym purpura przystoi ważnym i bogatym,a brzydkie-w myśli kryteriów średniowiecznej estetyki-barwy półchromatyczne,brązy,szarości i stłumione odcienie innych kolorów dobre są jedynie dla plebsu,

Z gotyku na koniec rodem jest zamiłowanie, ba wewnętrzna konieczność nawet dosadnej charakterystyki postaci aż poza granice karykatury nieraz,do jakże średniowiecznych grymasów i min, jakie postaci artysty stroją do widza bądź siebie nawzajem. W jego dziełach wszystko jest więc nazwane i dopowiedziane bez możliwości pomyłki bądź błędnej interpretacji. Tak właśnie, jak w bajce, nieodległym jej klasycznym westernie bądź też commedia del arte, bo my, ludzie wszystkich epok, lubimy sytuacje jasne i dla każdego oczywiste. Nawet ubogich duchem, jakimi wszyscy po części się czujemy poza zadufanymi w sobie głupcami rzecz jasna. Lecz tylko w bajce prostoduszna naiwność bywa cnotą zdolną pokonać najmądrzejszych choćby przeciwników.

Ze sztuki współczesnej natomiast i leżącej u jej podstaw naszej już psychiki jest cała ogromna reszta malarstwa Milińskiego. Decydującą nawet, gdyż bajkowość gotyku jest tylko jego cienką powłoczką, dekorem, jak nazwał ją Witruwiusz, prawdziwej materii i wyrazu dzieła. Współczesne jest w nim to zatem, co najważniejsze, a mianowicie sposób traktowania światła i przestrzeni.

Krajobraz artysty jest płaski i otwarty, nasz, polski. Również światło odbiega daleko od równego blasku złotych teł gotyckiej sfery sacrum. Jest nasze, zmienne, padające pod różnymi kątami, nastrojowe ze skłonnościami do romantyzmu o lirycznym odcieniu. Całkiem współczesny jest również koloryt pejzażu skąpany w burych i zielonkawych tonach, gdyż żywiący się pokarmem czerpanym z naszej  ziemi i rosnącej na niej roślinności. I przesuwające się po niebie obłoki a nawet umiłowanie jakże swojskiej zgrzebności ludowych kapliczek i stojących w nich świątków, których nieudolny, kukiełkowy jakby, lecz chwytający za serce ruch postaci artysty lubią, naśladować, choć potrafi on jak niewielu już naszych współczesnych malarzy nakreślić sylwetkę według wszelkich zasad anatomii. Współczesna w końcu jest deformacja. Celowa, podporządkowana zarówno charakterystyce postaci, jak i kompozycji obrazu.

Oddzielną kwestię stanowią ramy. Autorskie, będące więc istotną częścią dzieła, jego dopełnieniem i jedynym właściwym zamknięciem, w formie bądź to prostokąta, bądź gotyckiego, lecz prowincjonalnego portalu drewnianego kościółka, bądź portretów trumiennych doby sarmatyzmu, lecz oklejone współczesną nam gazetą, współczesna jest symbolika i jakże nam przyrodzone dążenie do magii, wiara w moc zaklęcia losu przedmiotem, słowem, obrazem, który skądinąd sam w sobie jest obiektem magicznym. A przynajmniej nim bywa.

Jerzy Madeyski