„DwuTygodnik Suwalski” rozmawia z Włodzimierzem Cimoszewiczem, byłym premierem, marszałkiem Sejmu i senatorem.

Czy zgadza się Pan z tezą, że reforma samorządowa należy do najbardziej udanych w ostatnich dekadach i że w znaczący sposób przyczyniła się ona szczególnie do rozwoju mniejszych miejscowości i aktywizacji lokalnych społeczności?
– To jest nawet starsze przedsięwzięcie. Zaczęło się w 1990 roku, gdy powstał samorząd gminny. Od początku głównymi motywami tworzenia samorządu terytorialnego było przekonanie, że w ten sposób obywatele będą mogli lepiej i pełniej realizować swoje prawa polityczne, że działalność lokalna będzie dobrą szkołą dla awansujących w życiu politycznym i wreszcie, że ludzie na miejscu lepiej wiedzą jak wydawać pieniądze publiczne, niż urzędnicy w Warszawie. Poczucie wpływu na swoje sprawy oraz fakt posiadania niezależnych własnych środków finansowych spowodowały, że nastąpiła prawdziwa eksplozja aktywności obywatelskiej. Polska stała się wzorem dla niektórych krajów z sąsiedztwa, na przykład dla Ukrainy. Silny samorząd to jedna z barier przed nadmierną centralizacją władzy wykonawczej i jej stopniową degeneracją.

Czy mimo oczywistych osiągnięć lokalnych samorządów dostrzega Pan konieczność wprowadzenia korekt w ich funkcjonowaniu i – jeśli tak – jakich?
– Nie jestem całkowicie pewien, że struktura samorządu jest optymalna. Relatywnie słabym jego ogniwem jest poziom powiatu. Być może moglibyśmy ograniczyć się do dwóch szczebli z mniejszymi województwami. Ale to rzecz do dyskusji. Potrzebne jest też pełniejsze informowanie mieszkańców o działaniach i decyzjach lokalnych organów. Niby wszystko jest dostępne, można pójść na sesję rady czy poczytać informacje na stronie internetowej. Jednak w praktyce to nie funkcjonuje wystarczająco dobrze. Może należałoby rozsyłać do wszystkich mieszkańców internetowe newslettery? To nie jest takie trudne.

Jak ocenia Pan pomysł, by w wyborach samorządowych swoich kandydatów do rad mogły wystawiać tylko komitety partyjne?
– To ograniczenie praw obywatelskich gwarantowanych konstytucją. Każdy ma prawo dostępu do służby publicznej, nie tylko ci, których akceptują partie, a ściślej – gremia partyjnych kacyków. Wielkim sukcesem jest ogromna ilość lokalnych inicjatyw wyborczych. To powinno pozostać.

Czy dostrzega Pan potrzebę ograniczenia sprawowania urzędu wójta, burmistrza, prezydenta do dwóch kadencji i czy dotychczasowe doświadczenia przemawiają za takim rozwiązaniem?
– To także jest sprzeczne z konstytucją. Prawa wyborcze są w niej sprecyzowane.
Jest to również niemądre. Jeśli ktoś jest dobrym prezydentem miasta lub wójtem, to dlaczego odsuwać go? To rzekomo ma być odpowiedź na patologiczne lokalne układy. Zapewne takie zjawiska mają miejsce, ale trzeba zastanowić się nad ich skalą. Według mnie nie są dominujące. Dodatkowo, jeśli gdzieś jakaś lokalna klika trzyma się u władzy, to i tak się utrzyma. Pozamieniają się miejscami. Z patologiami muszą walczyć sami obywatele przez krytykę, wywieranie publicznej presji i przez akt wyborczy.
Nie należy mylić znanej instytucji ograniczenia liczby kadencji prezydentów niektórych państw z sytuacją lokalną. Jerzy Waszyngton, od którego to się zaczęło, obawiał się powstania monarchii
w młodych Stanach Zjednoczonych. Ale nikomu w USA nie przyszło do głowy przyjęcie podobnego rozwiązania we władzach lokalnych.

Czy widoczna tendencja ze strony rządzących, by ograniczać maksymalnie rolę samorządów (faktyczne przejęcie kontroli nad oświatą, dążność do przejęcia kontroli nad finansami, zamiar przejęcia kontroli nad miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego itp.) stanowi według Pana rzeczywiste zagrożenie dla demokracji lokalnej i dla demokracji jako takiej?
– Tak wlaśnie jest. Centralizacja władzy i powrót państwa do sfer, z których słusznie się wycofało, jest tylko elementem szerszego planu odpowiadającego ideologicznym pomysłom szefa PiS. To jest powrót do przeszłości.

Jeśli jest to zagrożenie rzeczywiste, to jak lokalne samorządy i społeczności powinny się przed tym bronić?
– Ostatnim aktem tej walki będą kolejne wybory parlamentarne. Wcześniej można próbować różnych sposobów. Opór samorządu wobec PiSowskich pomysłów zmiany ustroju Warszawy i okolicznych gmin doprowadził do klęski tego projektu. Trzeba więcej mówić ludziom
o tym, co się dzieje. Często chodzi o sprawy pozornie odlegle. Na przykład obecny zamach na fundusze ochrony środowiska. Jestem pewien, że ogromna większość społeczeństwa nie wie o tym i nie ma pojęcia o możliwych konsekwencjach. Tak więc, choć sukces sprzeciwu nie jest gwarantowany, to ani milczeć, ani siedzieć
z założonymi rękami nie należy.
– Dziękujemy za rozmowę.