80 ROCZNICA OBŁAWY Z LIPCA 1945 R. NA SUWALSZCZYŹNIE NAZYWANEJ OBŁAWĄ AUGUSTOWSKĄ

Obława z lipca 1945 r. na Suwalszczyźnie, nazywana Obławą Augustowską, była największą masową zbrodnią popełnioną na cywilach w Europie pomiędzy zakończeniem II wojny światowej a wybuchem wojen bałkańskich w latach 90-tych. Od 12 do 20 lipca 1945 r. wojska 3 Frontu Białoruskiego przy wsparciu pododdziałów Wojska Polskiego i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadziły wielką obławę w lasach augustowskich i na pograniczu polsko-białorusko-litewskim. Objęła ona tereny powiatów augustowskiego i suwalskiego, Grodzieńszczyznę, a na Litwie powiat łoździejski. Mimo, że od tych tragicznych wydarzeń mija już 80 lat, to wciąż nie znamy miejsca pochówku zaginionych 592 Polaków. Jak dotąd najwięcej informacji o tych tragicznych wydarzeniach zebrał powstały w 1987 r. Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 r., którego najaktywniejszymi członkami byli: Stanisław Kowalczyk, Mirosław Basiewicz i Piotr Bajer. Jako pierwsi, przed blisko 40 laty o tragicznych wydarzeniach z lipca 1945 r. na Suwalszczyźnie, napisali Ireneusz Sewastianowicz i Stanisław Kulikowski w książce „Nie tylko Katyń”.

DwuTygodnik Suwalski rozmawia ze Stanisławem Kulikowskim, współautorem książki „Nie tylko Katyń” poświęconej obławie z lipca 1945 roku.

– Mija 80 rocznica obławy, dziś nazywanej augustowską. Przed 35 laty, wspólnie z Ireneuszem Sewastianowiczem wydaliście „Nie tylko Katyń”. Książka, choć bardzo skromnie wydana na gazetowym podłym papierze, ale za to w ogromnym stutysięcznym nakładzie, dotarła do wielkiej rzeszy czytelników w naszym regionie i w całym kraju. Skąd Wasze zainteresowanie obławą w końcu lat 80-tych?
– Przede wszystkim żałuję, że nie ma tu z nami Irka, który kilka lat temu od nas odszedł. I nie ma też Kazika Sobeckiego, który zaprojektował piękną okładkę do książki, co wielokrotnie podkreślali czytelnicy. Zainteresowanie sprawą było oczywiste; przecież przez lata jako młodzi reporterzy poznawaliśmy setki ludzi. Rozmawialiśmy z wieloma, nie tylko oficjalnie i nie tylko przy herbacie. Nie raz i nie dwa w zagubionych puszczańskich wioseczkach padało słowo „obława”. Wiedza o obławie to była wiedza podskórna, szeptana. Koniec lat 80-tych to koniec opresyjnego systemu politycznego, złagodzenie cenzury. To pozwoliło nam pisać o obławie. Irek na łamach „Krajobrazów”, ja w „Gazecie Współczesnej”, której nakład wtedy sięgał 250 tys. egzemplarzy (!) opublikowaliśmy cykl reportaży o obławie. Trzeba tu przypomnieć, że ogromna fala zainteresowania obławą ruszyła po odkryciu grobów przy gościńcu Giby-Rygol. Wkrótce okazało się jednak, że są to groby niemieckich żołnierzy.
Wtedy z całą siłą powróciło pytanie – gdzie są ich groby? Gdzie są groby blisko sześciuset osób, które nigdy nie powróciły do domu? Wiele wskazuje na to, że to musi być gdzieś blisko, najpewniej tuż za polsko-białoruską granicą.

– Wspomniałeś kiedyś, że miałeś również osobisty powód, by się zainteresować obławą.
– Rzeczywiście, miałem też nie tylko reporterski, dziennikarski powód, by zainteresować się tym wydarzeniem. W połowie lipca 1945 roku NKWD aresztowało mojego ojca. Było to na Grodzieńszczyźnie. Dziś to oczywiście Białoruś. Ojca, jak tysiące innych, na szczęście wypuszczono. Szczęściu pomogła moja mama, która za sześć litrów samogonu po prostu ojca wykupiła. Aresztowania w lipcu 1945 roku przebiegały według tego samego schematu, nie tylko w powiatach naszego regionu czy w Sokółce albo Dąbrowie Białostockiej, ale także właśnie na terenach Ziemi Grodzieńskiej i na południowych terenach Litwy. W samej Litwie aresztowano ponad 1,6 tys. osób. Była to bardzo szeroko zakrojona akcja, która miała na celu „oczyszczenie” pasa granicznego z pozostałości zbrojnego podziemia. Potwierdza to tekst umieszczony na tablicy przy symbolicznym pomniku ofiar obławy w Gibach.

– Właśnie dlatego unikasz nazwy obława augustowska?
– Tak, zdecydowanie uważam, że określenie „obława augustowska” pomniejsza wagę tamtego wydarzenia. Nie znam dokładnych powodów, dla których historycy z IPN zaczęli używać tego określenia, które zawęża teren obławy tylko do Augustowa i okolic. Prawdopodobne jest, że ulegli oni naciskom śp. księdza Stanisława Wysockiego, prezesa Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945. Wiem na pewno, rozmawialiśmy o tym przy okazji jego starań o sfinansowanie przez suwalskie władze kosztów budowy pomnika obławy, że był on do tej nazwy – obława augustowska – bardzo przywiązany.

– A najbardziej zainteresowani, czyli potomkowie i krewni ofiar obławy, jakiej używali nazwy?

– Zapewniam, że ani razu, w żadnej rozmowie, a przecież odbyliśmy ich setki, nie było mowy o obławie augustowskiej. Mówiło się o obławie lipcowej, lub obławie z lipca 1945 roku. A rozmawialiśmy, w 1989 roku, z osobami, które doskonale jeszcze pamiętały wydarzenia z lipca 1945 roku. To byli ludzie w sile wieku, ze świetną pamięcią.
Zresztą powołam się na rzecz absolutnie przesądzającą; w sierpniu 1987 roku powstał Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 roku. Założycielami Komitetu, którzy ujawnili swoją działalność i wydali stosowne oświadczenie byli to: Piotr Bajer, Mirosław Basiewicz i Stanisław Kowalczyk. Oni także, nigdy podczas swoich poszukiwań nie spotkali się z nazwą obława augustowska.
Tak naprawdę jednak chcę przypomnieć ludzi tworzących Komitet z innego, o wiele poważniejszego powodu. Otóż ta trójka i osoby ją wspomagające, wykonała nieprawdopodobnie ogromną pracę, dokumentując ogrom zbrodni dokonanej na Polakach w lipcu 1945 r. Kiedy pisaliśmy z Irkiem książkę, Komitet bardzo nam pomógł. Jeszcze raz chcę to podkreślić: Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zagi-nionych w Lipcu 1945 r. wykonał gigantyczną pracę i zasługuje na wszelkie honory. To oni stworzyli listę ofiar obławy, która jest aktualna po dziś.

– Mimo tylu publikacji i upływu lat stan wiedzy o obławie właściwe jest taki, jaki był kiedy pisaliście swoje teksty, dlaczego?

– Z tak postawioną tezą trudno polemizować, ponieważ dziesiątki książek i setki pomniejszych publikacji nie przyniosły odpowiedzi na pytanie najważniejsze – gdzie są ich groby? Na marginesie, prawda o obławie została poddana swego rodzaju „obróbce ideologicznej”. To opowieść coraz bardziej upolityczniona, odbiegająca od faktów. Dziś coraz częściej wobec ofiar obławy używa się określenia żołnierze wyklęci czy niezłomni. Pojawiają się opowieści o prawdziwych bitwach z sowietami, o tysiącach partyzantów. Niektórzy dzisiejsi „znawcy obławy” wpadają w ton radzieckich oficerów, którzy wiosną 1945 roku słali do swoich przełożonych meldunki o tysiącach uzbrojonych po zęby „polskich bandytów”, którzy mają nawet armaty i czołgi. Rosjan rozumiem, oni słali te meldunki, bo w ten sposób udowodnić swoje „wojenne zasługi”. Nie rozumiem tego, że dziś niejako umniejsza się dokonaną na Polakach zbrodnię. Bo przecież co innego jest ścigać tysiące partyzantów, a co innego wyciągać z chałup bezbronnych ludzi. Oto fragment książki umieszczony na okładce, by w ten sposób podkreślić wagę tego tekstu: „Ponad połowa aresztowanych nie miała nic wspólnego z podziemiem, ani okupacyjnym, ani powojennym. Obława toczyła sięz typowo sowieckim bałaganiarstwem – tłumaczy były członek AK. – Żołnierze, oficerowie chyba też, nie mieli ochoty uganiać się po lasach za uzbrojonymi partyzantami. Ułatwiali sobie robotę. Wyciągali ludzi z chałup. Mieli listy przygotowane przez szpicli. Gdy kogoś nie zastali w domu, brali innego. Żeby się liczba zgadzała.” Pisaliśmy to w 1989 roku, kiedy pamięć o lipcu 1945 roku była świeża, rzetelna.
Legendy, by nie powiedzieć bujdy, o tysiącach „żołnierzy wyklętych” stawiających opór sowietom żyją już własnym życiem. Wikipedia „informuje”, że w tej wojnie z Rosjanami „w rejonie Augustowa i Suwałk, po stronie Polskiego Państwa Podziemnego brało udział około 3000 żołnierzy.”

– A w rzeczywistości?
– Danuta Kaszlej i Zbigniew Kaszlej, augustowscy historycy, których wiedza o tym terenie jest zapewne najpełniejsza, piszą: „W szczytowym okresie działalności w Obwodzie AKO Augustów, liczącym ok. 520 osób, w leśnych oddziałach bojowych przebywało ok. 200 ludzi.” (w: Obława Augustowska lipiec 1945, str. 30)

– Wróćmy do pytania, jakie zadawałeś w reportażach sprzed 36 lat – gdzie są ich groby? Czy są jeszcze szanse na poznanie prawdy o losach ofiar obławy?
– Taka szansa była, ale została zaprzepaszczona. Mówię o czasie tuż po wielkim przełomie, po rozpadzie Związku Radzieckiego. Wtedy głową niepodległej już Białorusi był Stanisław Szuszkiewicz, zresztą Polak z pochodzenia, prawdziwie nam przychylny. Prezydentem Federacji Rosyjskiej był wówczas Borys Jelcyn, z którym też dało się rozmawiać. To wtedy trzeba było dotrzeć do białoruskich i rosyjskich archiwów, bo to tam jest skryta tajemnica. Zresztą wyraźnie o tym mówił Nikita Pietrow, historyk rosyjskiego Memoriału. Instytucji, która położyła ogromne zasługi w tropieniu stalinowskich zbrodni. Przykro to powiedzieć, ale fakty są takie, że polskie władze
w pierwszej połowie lat 90-tych nie zrobiły praktycznie nic, by tajemnice obławy wyjaśnić. Dziś na miejscu Szuszkiewicza i Jelcyna mamy Łukaszenkę i Putina, a Memoriał rozwiązano. Archiwa pewnie kiedyś będą dostępne, ale nikt chyba nie powie, kiedy to może nastąpić.

– Dziękujemy za rozmowę.