Tłusty czwartek to dzień, w którym nie przejmujemy się kaloriami. Zgodnie z tradycją, w ostatni czwartek przed Wielkim Postem (czyli 52 dni przed Wielkanocą) można bezkarnie kosztować pączków i innych słodkości. Podobno dzięki temu, każdy może liczyć na pomyślność przez resztę roku.

Tłusty czwartek znany jest także jako zapusty, mięsopust, karnawał. Pączki były znane już w starożytnym Rzymie, spożywano je podczas obchodów przełomu zimowo-wiosennego. Początkowo nie przygotowywano ich na słodko. Również w kuchni polskiej pączki miały postać ciasta nadziewanego słoniną, spożywanego przy zapustach. Pączki przyrządzane na słodko pojawiły się w Polsce w XVI wieku. Kulisty ich kształt pochodzi z XVIII wieku, gdy zaczęto używać do wypieku drożdży, przez co ciasto stało się bardziej puszyste. Jest to jedno z najbardziej tradycyjnych ciast polskich.
W tłusty czwartek objadamy się pączkami lub faworkami. Ale najpierw trzeba je przygotować. O specyfice pracy w piekarni opowiedział nam Karol Pojawa, który wraz z żoną Agnieszką od dwóch lat prowadzą Piekarnię Rzemieślniczą „Mąka i Woda”.

– Skąd pomysł na oryginalną nazwę piekarni?
– Nazwa nawiązuje do specyfiki naszej pracy, bo żeby powstał chleb potrzebna jest woda, mąka odrobina soli i bardzo dużo czasu. A piekarnia rzemieślnicza oznacza, że robimy wszystko zgodnie ze sztuką piekarską, tak jak robili to nasi dziadowie, nie idziemy na skróty. To nie jest jakaś nowa nazwa. Kiedyś rzemiosło było powszechne, było synonimem pracy ręcznej. To jak praca w domu, nie ma tu linii technologicznych. Dobre pieczywo potrzebuje czasu, a piekarnie przemysłowe czasu nie mają. Dlatego u nas asortyment jest skromniejszy. To co wypieczemy w ciągu dnia, to sprzedajemy. Nie zrobimy więcej, bo na to potrzeba kolejnych 20 godzin. U nas jest zasada, kto pierwszy ten lepszy. Ludzie mówią, że za mało robimy. Żeby zrobić dobry chleb, nie da się tego wykonać szybko. Taki zwykły biały chleb mieszany fermentuje u nas 16 godzin. Ale jest smaczny i łatwo przyswajalny przez nasz organizm.

– Jak wyglądają przygotowania do tłustego czwartku?
– Do tego pracowitego wydarzenia przygotowujemy się od weekendu poprzedzającego ten dzień. Wszystko robimy sami. Nawet nadzienie do pączków gotujemy z owoców, tak jak robi się to w domu. Moja żona Agnieszka w tym się specjalizuje. Nie wymyślamy też jakiś dziwnych smaków bo tego się nie da zrobić, bez gotowych półproduktów. Tradycyjnie króluje u nas pączek z wiśnią. Zwołujemy rodzinne pospolite ruszenie. Przyjeżdżają do nas z Gdańska dwie córki oraz zgłaszają się do pomocy szwagier i szwagierka. Od godziny 12 w środę przez całą noc do czwartku do godziny 16 (ok. 30 godzin) jesteśmy w stanie przygotować 3 tysiące pączków. Każdy z nich musi być zważony, uformowany ręcznie. Jedyna maszyna, którą wykorzystujemy – służy do mieszania ciasta.

– W produkcji pączków czy faworków nie można użyć mniej kalorycznych produktów?
– Część produktów można zastąpić, ale to znacznie podroży wyrób. Bo można, na przykład zastąpić cukier ksylitolem – znacznie zdrowszym (cukier brzozowy przyp. red.), ale będzie to automatycznie znacznie podnosiło cenę. Pączek, czy faworek dobrze zrobiony jest kaloryczny, ale lepiej zjeść jednego porządnego, a nie dwadzieścia byle jakich.

– Czy będzie drożej niż w latach ubiegłych?
– Niestety będzie drożej. Przez dwa lata nie podnosiliśmy cen, ale w tym roku musimy to zrobić. Surowiec nie drożeje, ale poszły w górę koszty pracy, energia. Nie będą to drastyczne podwyżki, o 5 maksymalnie 7 procent więcej.

– Dziękujemy za rozmowę i życzymy Panu i Czytelnikom „DwuTygodnika Suwalskiego” bezpiecznego „obżarstwa” w tłusty czwartek.