Michalina Łabacz kilka lat po „Wołyniu” powróciła na wielkie ekrany kolejną wielką rolą filmową u Wojciecha Smarzowskiego. W filmie „Wesele 2” zagrała główną rolę Kaśki, ciężarnej panny młodej. Aktorkę z Suwałk odkrył właśnie Smarzowski. To za rolę w jego „Wołyniu” Michalina dostała nagrodę za debiut na festiwalu w Gdyni i Orła, polski odpowiednik Oscara w kategorii odkrycie roku. Aktorka jest mocno zaangażowana w projekty teatralne i telewizyjne. Skupia się też na grze w Teatrze Narodowym.
„Wesele” to jedna z najbardziej gorących premier jesieni. Z tej okazji Michalina opowiada DwuTygodnikowi Suwalskiemu o sobie, o filmie i współpracy z reżyserem.
Dwutygodnik Suwalski:
– Uznawana jesteś za jedną z najbardziej utalentowanych aktorek młodego pokolenia. Czy taka ocena pomaga w codziennej pracy?
Michalina Łabacz:
To jest oczywiście bardzo satysfakcjonujące, gdy słyszę dobre słowa na temat mojej pracy zawodowej, i ról, w które się wcielam, ale na co dzień raczej nie myślę za wiele o sobie, skupiam się na pracy. A podsumowania robię raz na jakiś czas i one są moim zdaniem ważne. Dobrze jest weryfikować obraną drogę, sprawdzać czy pomysły są trafione w praktyce, a nie tylko wtedy, gdy powstawały. Sama lubię, kiedy reżyser daje mi informację zwrotną, czy to co robię idzie w dobrym kierunku. Na tym to polega, musimy współpracować, mieć wspólny cel i do niego zmierzać. Najtrudniej jest być w pełni zadowoloną z samej siebie, bo poprzeczkę zawiesiłam wysoko. Robię wszystko, żeby swoje zadanie wykonać jak najlepiej. Wtedy jest szansa, że widzowie też będą zadowoleni.
DwuTygodnik Suwalski:
– Chronisz swoją prywatność i nie afiszujesz popularnością. Dlaczego?
Michalina Łabacz:
Cenię swoją prywatność i dzielę się nią z tymi do których mam zaufanie. Wydaję mi się, że popularność raz jest, raz jej nie ma… Mam do tego duży dystans. Oczywiście ta rozpoznawalność jest trochę wpisana w nasz zawód, w końcu aktor jest osobą publiczną. Ale dla mnie najważniejsza jest sama praca, nie otoczka, która jej towarzyszy. Chcę robić rzeczy, które mnie naprawdę interesują. Staram się być wierna sobie i swoim przekonaniom. A przede wszystkim: chcę grać. To jest dla mnie najważniejsze. Wchodzenie w buty różnych postaci daje mi wiele radości. Reszta jest dodatkiem. Spotkanie na planie filmowym, czy z widzem, na żywo, w teatrze, potrafi być magiczne. Lubię te dwa światy i póki co, udaje mi się je łączyć.
DwuTygodnik Suwalski:
– Widzowie twierdzą, że pozostajesz nadal skromną i nieśmiałą dziewczyną. Jak to się stało, że przy takich cechach charakteru zostałaś aktorką, a nie poszłaś w stronę muzyczną, skoro występowałaś w konkursach wokalnych?
Michalina Łabacz:
Staram się być sobą i tylko sobą. Jest to nie tylko moja praca, ale również wielka pasja. Maski zakładam dopiero na scenie, tam mogę pokazać te wszystkie emocje, które we mnie siedzą. Niedawno rozpoczęłam próby do „Wieczoru Trzech Króli” w reż. Piotra Cieplaka, będzie to spektakl muzyczny.
DwuTygodnik Suwalski:
– „Wesele 2” to film trudny, poruszający wrażliwe tematy. Co miałaś na myśli, mówiąc gdzieś, że nikt z tego filmu nie wyjdzie obojętny?
Michalina Łabacz:
Mam wrażenie, że przeglądamy się w „Weselu” jak w lustrze i to co widzimy przeraża. Wojtek Smarzowski robi filmy o tym co go boli. Dotyka wrażliwych tematów, trudnych, kontrowersyjnych. Uważam, że takie kino jest potrzebne. Jeśli jest choć niewielka szansa, że filmy, które robimy otworzą komuś oczy, zmuszą do przemyśleń, zmienią coś w nas na lepsze, to znaczy, że było warto. Przede wszystkim jest to opowieść o ludziach, o niepamięci, o tym co człowiek drugiemu człowiekowi jest w stanie zrobić i jak rodzi się nienawiść. Przyglądamy się bohaterom w sytuacjach wręcz ekstremalnych. A miłość i nienawiść dzieli jeden krok.
DwuTygodnik Suwalski:
– Jak współpracowało się Tobie z reżyserem?
Michalina Łabacz:
Bardzo dobrze znamy się już z Wojtkiem, więc wiedziałam, czego się spodziewać. To reżyser, który lubi aktorów i lubi z nimi pracować, jest otwarty na to co wnosimy i sprawia, że każda, nawet najmniejsza rola czy epizod ma znaczenie. Na planie czujesz się ważny i zaopiekowany. Daje duże poczucie bezpieczeństwa i komfort przy tworzeniu roli, przy tym dokładnie wie, czego chce i czego oczekuje od aktora. Robi kino, które od zawsze mnie intrygowało. Cieszę się, że już drugi raz zaprosił mnie do swojego świata. To była wielka przyjemność.
DwuTygodnik Suwalski:
– Twoja postać jest jedną z nielicznych w tym filmie, które wzbudzają sympatię. Co czułaś grając w przestrzeni, w której obok siebie była miłość i nienawiść?
Michalina Łabacz:
Każdy z bohaterów mierzy się ze swoimi problemami. Zależało mi na tym, żeby widz polubił moją bohaterkę. Mam wrażenie, że jest w niej jakaś szczerość. To dobra dziewczyna. Dzień jej ślubu miał być tym najszczęśliwszym w życiu, ale wszystko zmienia się w ciągu jednej nocy. Kaśka jest pełna planów i marzeń o nowym, lepszym życiu, które ma nadzieję ułożyć sobie z przyszłym mężem. Nie godzi się na rzeczywistość która ją otacza, chce uciec z kraju i być szczęśliwa. Jest silna, walczy o siebie, o miłość.
DwuTygodnik Suwalski:
– W Suwałkach jest Twoja najbliższa rodzina. Jak udaje Ci się utrzymać z nią kontakt? Czy myslisz o udziale w filmie o Suwałkach lub kręconym w tym mieście?
Michalina Łabacz:
Normalnie. Wbrew pozorom nie jest to drugi koniec świata. (śmiech) Rodzice od zawsze mnie wspierali. Staram się przyjeżdżać, kiedy tylko mogę, ale niestety z czasem jest ciężko. Ostatni rok był bardzo intensywny. Musiałam połączyć plan filmowy z próbami i spektaklami w dwóch teatrach. Ale udało się. Bardzo doceniam powroty do domu i te momenty odizolowania się od mojej codzienności, to świetna okazja na oczyszczenie głowy i złapanie głębokiego oddechu.
Jeśli chodzi o plan filmowy w Suwałkach, nie dostałam jeszcze takiej propozycji. Ale byłoby niezwykle miło nakręcić coś w rodzinnych stronach.
Dziękujemy za rozmowę
fot. Marcin Klaban