27 maja minie 25 lat od pierwszych w powojennej Polsce wyborów samorządowych. Odrodzona samorządność to jeden z największych sukcesów polskich przemian. W przeddzień pierwszych wyborów samorządowych premier Tadeusz Mazowiecki zwrócił się do rodaków z przesłaniem: „Rzeczpospolita lokalna przechodzi w ręce społeczności, które ją zamieszkują. Będzie ona taka, jaką one same potrafią stworzyć”. Z okazji jubileuszu 25-lecia polskiej samorządności chcemy przypomnieć jak tworzył się i rozwijał samorząd w Suwałkach. W kolejnych wydaniach Dwutygodnika Suwalskiego przypomnimy kolejnych przewodniczących Rady Miejskiej. Dziś przewodniczący Rady Miejskiej: Mieczysław Jurewicz (kadencja 2002-2006) i Włodzimierz Marczewski (kadencja (2006-2010).
Największy sukces – uczelnia
Co by pan wymienił jako największy sukces miasta za pańskiej kadencji na stanowisku przewodniczącego Rady Miejskiej?
– Sukcesów, co przecież pamiętamy, było sporo, ale ten największy to powstanie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w naszym mieście. Cokolwiek by nie powiedzieć, uczelnia ta odegrała wielką rolę, jest oczywistym czynnikiem miastotwórczym, daje szansę młodym suwalczanom na naukę bez konieczności wyjazdu z miasta. Tu oczywiście trzeba przywołać postać Józefa Gajewskiego, którego zasługi dla powstania PWSZ są ogromne. Trzeba też ocenić wysoko radnych tamtej kadencji, którzy podejmowali niezbędne decyzje, jak na przykład istotne dofinansowanie uczelni w pierwszych latach jej istnienia. Miasto przekazało uczelni nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim budynek po byłym Urzędzie Wojewódzkim, tereny i budynki przy Ogrodowej.
Najważniejsze materialne inwestycje?
– To coś, czego właściwie nie widać, czyli ogromne prace w ramach programu ISPA, czyli modernizacja całej sieci wodociągowej. Dziś to nie tylko dobra woda, ale też liczne przebudowane ulice i chodniki. Tu chcę przypomnieć wielką pracę i zasługi ówczesnego prezesa PWiK Witaliasza Rychlika, który umiał znakomicie ten projekt przeprowadzić.
Podkreśla pan, że nie tylko radni koalicji wspierającej prezydenta, ale również radni opozycyjni potrafili w ważnych sprawach głosować zgodnie z interesami miasta.
– Rzeczywiście tak było, ale też prawdą jest i to, że tacy radni opozycyjnie jak Andrzej Matusiewicz, czy Tadeusz Szymańczyk byli naprawdę świetnie przygotowani do pracy w radzie. Byli bardzo merytoryczni, rzeczowi. Pamiętam wiele ich cennych uwag, gdy tworzyliśmy projekty uchwał dotyczących oświaty, plany przestrzennego zagospodarowania. Czasami dochodziło do ostrych sporów, ale w ważnych sprawach warto się sprzeczać. Z dzisiejszej perspektywy muszę powiedzieć, że to był ciekawy, dobry dla Suwałk czas, co jest zasługą i śp. prezydenta Gajewskiego, i wszystkich radnych bez względu na ich klubową przynależność.
Czas trudnych decyzji
Był pan przewodniczącym Rady Miejskiej podczas drugiej kadencji Józefa Gajewskiego. Mówi się, że to był okres najbardziej burzliwego rozwoju miasta, które w błyskawicznym tempie chciało zniwelować wieloletnie zapóźnienie.
– Faktycznie był to bardzo intensywny, wręcz burzliwy czas, kiedy trzeba było podejmować trudne decyzje, których skutki dotykały bardzo wielu mieszkańców. Powstały wtedy bardzo ważne dla miasta inwestycje, jak chociażby nowoczesny stadion piłkarski, na którym dziś grają pierwszoligowe Wigry, piękna sala widowiskowa, aquapark, centrum handlowo-rozrywkowe Plaza. Dziś to wszystko jest, dobrze funkcjonuje, ale wtedy, szczególnie jeśli mówimy o sklepach wielkopowierzchniowych, decyzje podejmowało się trudno, bo przecież nie wszystkim one się podobały. Niektórzy, na przykład właściciele małych sklepów, tracili na tym. Ale takie były realia tamtego czasu – praktycznie nie było szansy na to, by tego uniknąć, tak było w całym kraju.
Niekwestionowanym liderem samorządu i w ogóle miasta stał się wtedy Józef Gajewskim prezydent z wizją, pomysłami, niezwykle przy tym energiczny.
– To prawda, był to prawdziwy wulkan energii, niezwykle pomysłowy i fantastycznie sprawny menadżer, przywódca. Zarażał innych tą energią. Tu jako przykład przypomnę taki oto fakt. Prezydent Gajewski pojechał do Warszawy, do Narodowego Funduszy Ochrony Środowiska po pieniądze dla miasta. Okazało się, że aby te pieniądze dostać, Rada Miejska musi podjąć stosowną uchwałę. Akurat trwała sesja. Prezydent przez telefon praktycznie podyktował treść uchwały, a my – radni błyskawicznie ją uchwaliliśmy. I pieniądze na konto miasta trafiły. Zwykle trwało to całe miesiące, a my załatwiliśmy sprawę w parę godzin. To była dobra, mocna merytorycznie rada i dobra, merytoryczna była opozycja. Więc gdy chodziło o dobro miasta, umieliśmy się porozumieć.