Rozmowa z Leszkiem Decem, prezesem Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

– Ponownie, po kilku latach przerwy, pracuje pan w SSSE. Tym razem jako prezes. Czy już wie pan, co zastał, jaka jest kondycja spółki? Bo nie zawsze było z tym najlepiej, bywało, że groziła wręcz strefie upadłość.

– Specyfikę pracy w tej spółce oczywiście znam, bo faktycznie praca tu to dla mnie nie nowość. I prawdą jest, że strefa przeżywała trudne momenty. Dziś jednak sytuacja jest inna, lepsza. Jest dodatni wynik finansowy, w kasie zastaliśmy sporo pieniędzy.

– Chwali pan poprzedników?

– Przy tym co powiedziałem jest pewne „ale”. Pieniądze były, ponieważ strefa sprzedała pewnej dużej firmie, której nazwy tu nie chcę wymieniać, 17 ha gruntów. Płatności zostały rozłożone na dwa lata, więc one zostały, stąd dobry, dodatni wynik. A w kasie pieniądze zostały, ponieważ nasi poprzednicy nie zrealizowali wcześniej zamierzonych inwestycji. Gdyby plan wykonali, a to oznaczałoby wydanie około 5 mln zł, w kasie pozostałoby znacznie mniej, raczej bliżej zera.

– Suwalczanie uważają, że skoro strefa ma w nazwie „suwalska”, to jest po to, by właśnie Suwałkom przede wszystkim służyć. Powstała przecież przed laty właśnie tu nie przypadkiem, lecz dlatego, że tu było ogromne strukturalne bezrobocie. Jeszcze gorzej było w Gołdapi, podobnie źle w Ełku. Tymczasem suwalska z nazwy strefa jest coraz mniej suwalska. Otwieracie podstrefy w coraz to nowych miejscowościach. Dziś, prócz trzech najstarszych podstref, czyli suwalskiej, ełckiej i gołdapskiej, istnieje aż piętnaście nowych. Czy nie mamy prawa sądzić, że, jeśli powstaje podstrefa w Białymstoku czy Łomży, bliżej centrum, lepiej skomunikowana z całym krajem, to tym samym jest to konkurencja dla nas. Sami sobie szkodzimy, czyż nie?

– Były istotne powody, by tak postępować. Wszystkie strefy w kraju tak zresztą postępowały. Powód bezpośredni, taki prawdziwy przymus, to wspomniany wcześniej brak pieniędzy, których brakowało doprawdy na wszystko. Trzeba się było ratować. Stąd decyzja w 2008 roku, o powołaniu podstrefy białostockiej. Trzeba tu przypomnieć; wtedy nie było tych kilkunastu dzisiejszych podstref, a mimo to nie było też żadnego zainteresowania inwestorów Suwałkami, Ełkiem, Gołdapią. Bo to tak prosto nie działa, że jak jest teren w strefie, to znajdzie się wielu inwestorów. Wracając na chwilę do podstrefy białostockiej; tam znalazł się inwestor, który zapłacił 300 złotych za metr kwadratowy! Do dziś się wstydzę, że aż tak dużo. Ale tak się złożyło, że musiał wykorzystać w określonym terminie przyznane mu środki, inaczej by przepadły.

– Trzeba go było ściągnąć do Suwałk. Tu tereny były wielokrotnie tańsze.

– Oczywiście, że chcieliśmy. I to jeszcze jak! Ale tu właśnie dochodzimy do tego, że nie wystarczy mieć dobrze przygotowane tereny w dobrej cenie, a inwestor się znajdzie. Coraz częściej czynnikiem decydującym jest to, czy są na miejscu odpowiedni, potrzebni firmie, pracownicy. Wspomniana białostocka firma to Masterpress, producent etykiet samoprzylepnych. Nie wchodząc w szczegóły – to absolutny top technologiczny. Tu nie mieliśmy, niestety, takich pracowników, którzy sprostaliby ich wymogom.

– Czy więc sprawdza się obawa wielu przedsiębiorców, że dziś rzeczywistą barierą jest brak wysoko kwalifikowanych pracowników i to jest prawdziwy hamulec dla wielu firm?

– Sprawdza się i to bardzo. Dziś w Suwałkach dla dobrze przygotowanych pracowników bezrobocia nie ma, ba – słychać nawet, że dziś fachowiec ceniony jest na wagę złota. Ale też trudno się dziwić, jeśli mają oni obsługiwać super nowoczesne maszyny. Usłyszeć to można w takich suwalskich, zlokalizowanych w strefie zakładach jak Malow, Salag, Aquael, czy innych. Tu często są potrzebni ludzie o naprawdę wysokich kwalifikacjach. Stąd też nasza współpraca z przedsiębiorcami i samorządem, której celem jest nowoczesne szkolnictwo zawodowe. Ale też są potrzebni pracownicy o konkretnych umiejętnościach, na przykład fińska firma Va-Varuste potrzebuje sześćdziesięciu szwaczek, więc próbuje się porozumieć ze szkołą sióstr Salezjanek, chce otwierać specjalistyczne klasy. Więc naprawdę ten fakt, że gdzieś jest kawałek gruntu objęty strefą, nie oznacza, że znajdzie się tam inwestor. W małej miejscowości trudno o kilku specjalistów jakiejś dziedziny, a cóż dopiero, jeśli potrzeba kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset. O powodzeniu decyduje wiele czynników, również współpraca z samorządami. To one przecież, jako akcjonariusze, są naszymi pracodawcami.

– Zapytam się więc o tę współpracę. Układa się?

– Mamy w Suwałkach życzliwość i dobrą atmosferę już od wielu lat. Mamy też prężnych przedsiębiorców. I to chyba widać po efektach – w suwalskiej podstrefie funkcjonuje 30 firm, które zatrudniają prawie 3 tysiące osób. Kolejni przedsiębiorcy szykują się do inwestowania w Suwałkach. Chętnie opowiem o tym w przyszłości, kiedy plany się zmaterializują.

– Dziękujemy z rozmowę.