Przed laty nasi przodkowie wierzyli, że wszystko co się dzieje w czasie Wielkanocy, będzie miało wpływ na przyszłość. Toteż starano się, żeby ta Wielkanoc, jako niezwykle ważne święto, była spędzana w domu. Chociaż znany był zwyczaj wielkanocnego kolędowania, czyli chodzenie z konopielką. Dawno zapomnianych wierzeń i zwyczajów wielkanocnych jest znacznie więcej. O suwalskich Wielkanocach sprzed kilkudziesięciu lat opowiadają najstarsi suwalczanie.

Wspomnienia Stanisława Kalinowskiego

Gra w zbitki

Były takie zabawy wielkanocne. U nas się malowało jajek sporo, może ze trzydzieści.
A dlaczego tak dużo? Niedaleko była taka mała górka i z tej górki graliśmy w jajka, tzn. puszczało się jajko po tej górce, po piasku i ono tam toczyło się sobie. Drugi trącić musiał w to jajko. Wtedy wygrywał i jajko było jego, a jeżeli nie zbił jego, trzeba było dalej próbować. Czasami było tam dziesięć, a nawet piętnaście jajek. Dorosłe osoby grały nawet w te jajka. No, i jak ktoś przegrał jajka, to smutny był.

 

Wielkanocne potrawy

U nas, na Zastawiu, to ni rolnik mieszkał, ni to robotnik. Każdy jakiegoś świniaczka hodował. I najczęściej dwa razy ojciec do roku zabijał świnkę, na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. I mama robiła kiełbasy, kiszki ziemniaczane, mama robiła tam jeszcze jakieś potrawki, najczęściej mięsa były solone. Koryto drewniane mieliśmy, i tam się soliło. Mama kładła, potem to mięso w takim świeronku. Nie wiem, skąd ta nazwa. Oczywiście mama szykowała święta. Moja mama nie była specjalistką do pieczenia ciast ale umiała gotować. Później rozpoczęła pracę w Technikum Mechanicznym jako pomoc kuchenna a potem została szefową kuchni. No co na te święta się jadło? Najczęściej mama gotowała kapusty, bigosy z kiełbasami zrobionymi z tej świnki zabitej. Ryby, ciężko było dostać. Mama chodziła do sklepu na Wojska Polskiego. Naprzeciw bramy koszarowej był sklep dla wojska. To tam często były te śledzie i tam było najłatwiej. Piekła ciasta bardzo zwykłe. Pamiętam chały, co najbardziej mnie smakowało. A ta chała to była dość wysoka taka, żółta i rodzynki były. Żadnych takich wykwintnych tych ciast nie robiła.

Wspomienia Tadeusza Szargieja

Lany poniedziałek

W latach 30-tych w lany poniedziałek była pompa niesamowita. A kto najbardziej kogo oblewał na lany poniedziałek? A kto przeszedł i kto był. To się zbierali i każdy miał wodę w wiadrze, a później to było takie drewno z otworem wewnątrz i z tego pompkę się robiło.

 

Wielkanocny wykup

Młodzi tacy różni jak ja, to po wykup chodziliśmy. Co to jest? Chrzestna, nie chrzestny a chrzestna matka, zawsze na święta wielkanocne dawała wykup. Się zachodziło do jej domu, winszowało i dostawało się prezent. Nieraz pieniążki, ale dziesięć jajek to było zawsze. Ja miałem chrzestną w Żywej Wodzie. Zawsze tam dostawałem dwa złote, no i dziesięć jajek. A dwa złote to były straszne pieniądze w tym czasie.

 

Zdjęcie wyróżniające z „Jaćwieży” nr 18/2002

 

Te opowieści o suwalskich Wielkanocach zostały nagrane w Pracowni Digitalizacji i Historii Mówionej Biblioteki Publicznej im. M. Konopnickiej w Suwałkach. Relacje suwalskich świadków historii są dostępne na: http://digi.bpsuwalki.pl/