Józef Kimera, zastępca prezesa Suwalskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Janusz M. Struzik, główny księgowy spółdzielni wystosowali do prezydenta miasta pismo. Dotyczy ono, jak czytamy, „dofinansowania świetlicy Seniora w zasobach Suwalskiej Spółdzielni Mieszkaniowej”, ale już kolejne zdanie brzmi: Suwalska Spółdzielnia Mieszkaniowa w związku z wysokimi kosztami utrzymania świetlic osiedlowych została zmuszona do zamknięcia od 1 stycznia 2016 r. dwóch świetlic osiedlowych dla dzieci i młodzieży tj. przy ul. Kowalskiego 17 oraz Korczaka 2A. W zasobach spółdzielni zostanie tylko jedna świetlica dla dzieci i młodzieży przy ul. Świerkowej 52. Dalej autorzy pisma informują, że: warunkowo przez 2016 rok pozostawiamy świetlicę Seniora przy ul. Sejneńskiej 13 licząc na wsparcie finansowe Urzędu Miasta w Suwałkach.

Wielka to umiejętność załatwić dwie sprawy w jednym krótkim piśmie – poinformować o pozbawieniu (bo zamknięcie tyle właśnie znaczy), poczynając od 1 stycznia 2016 roku, dzieci i młodzieży dwóch spośród trzech świetlic i zagrozić zarazem, że jeśli miasto nie dołoży, to SSM zamknie również świetlicę dla seniorów.

Mniejsza jednak o formę, zajmijmy się istotnymi faktami. Otóż Suwalska Spółdzielnia Mieszkaniowa funkcjonuje na podstawie statutu, z którego w sposób oczywisty wynika, że ma ona obowiązek prowadzić działalność społeczną, oświatową i kulturalną na rzecz osób zamieszkałych w zasobach spółdzielni. Trzeba też przypomnieć, że spółdzielnia pobiera stosowne opłaty na ten cel, złotówkę miesięcznie od każdego lokatora. Fakt, to nie jest dużo, ale też tych lokatorów jest ponad 10 tysięcy. Nie jest więc to kwestia uznaniowa, to nie jest tak, że zarząd SSM może dowolnie dysponować środkami spółdzielni, zarząd musi realizować postanowienia statutu. Prezes Józef Kimera twierdzi, że jego obowiązkiem jest dbać o interesy członków spółdzielni i stąd decyzja o likwidacji świetlic, których utrzymanie jest bardzo kosztowne. Powód drugi to malejące zainteresowanie dzieci i młodzieży ofertą proponowaną przez świetlice. – Kiedy były atrakcyjne zajęcia, na przykład nauka gry na instrumentach, czy gry w szachy, byli chętni – mówi prezes, ale to po prostu kosztuje, a miasto nie chce tej działalności dofinansować. Prezes Kimera nie oczekuje zbyt wiele. – W poprzednich latach to było dofinansowanie na poziomie 7-11 procent kosztów, jakieś 30 tysięcy złotych – wyjaśnia.

Brzmi to cokolwiek dziwnie, jeśli zważyć, że SSM to instytucja, która obraca dziesiątkami milionów złotych, że jej przychody to grube miliony, że na kontach spółdzielni leżą także miliony. To, że spółdzielnia jest gospodarna to oczywiście nie jest zarzut, wręcz odwrotnie, to tylko przypomnienie prostego faktu, że – w naszym przekonaniu – likwidacja świetlic to nie jest sprawa braku pieniędzy, które akurat spółdzielnia ma, ale braku zrozumienia, czym jest zapisany w statucie obowiązek prowadzenia także działalności oświatowej i kulturalnej. To chyba brak zrozumienia, że nie wystarczy zapewnić lokatorom ciepłą wodę w kranach.

Jest jeszcze strona formalna tego problemu; miasto jako takie może w obecnych uwarunkowaniach prawnych dotować organizacje pozarządowe, które podejmą się prowadzenia świetlic i wygrają stosowne konkursy i ma na tę działalność odpowiednie środki. Na rok 2016 przewidziana jest kwota 275 tys. złotych. Spółdzielnie nie są takimi organizacjami, więc o dotacje występować nie mogą, nic nie jednak na przeszkodzie, by SSM, która ma lokale, organizacje pozarządowe, które mogą otrzymać dotacje i oczywiście miasto, współpracowały ze sobą. Takie rozwiązanie byłoby chyba najwłaściwsze.

Honorata Rudnik, naczelnik Wydziału Spraw Społecznych UM twierdzi, że miasto będzie chętnie w tej sprawie współpracować z SSM i organizacjami pozarządowymi. Prezes Kimera w ostatniej rozmowie też twierdził, że chce współpracować. Więc, w czym problem?