– Zdobyliście już tyle medali, że trudno je zliczyć i trzeba je teraz mierzyć już na kilogramy – mówił Łukasz Kurzyna, zastępca prezydenta Suwałk podczas otwarcia wystawy poświęconej jubileuszowi 25-lecia Suwalskiego Klubu Karate Kyokushin.  Wystawa dokumentująca dokonania i historię klubu prezentowana jest w pomieszczeniach Aquaparku. Co nie znaczy, że medali nie policzono. Do czerwca 2016 roku, co skrupulatnie zliczył prezes klubu Marek Krejpcio, suwalscy karatecy zdobyli 117 medali na Mistrzostwach Polski i 21 medali na Mistrzostwach Europy. Do tego trzeba doliczyć 18 medali Mistrzostw Polski w klasyfikacji drużynowej. To była dobra promocja suwalskiego sportu i naszego miasta.

Wszystko to sprawiło, że jubileusz świętowano z rozmachem; byli na uroczystościach ważni goście z Czesławem Renkiewiczem, prezydentem miasta na czele, który objął obchody honorowym patronatem, obecny był Romas Vitkauskas, wiceprezydent Europejskiej Organizacji Karate, znakomici sportowcy, wśród których był Wojciech Kowalewski, kiedyś zawodnik Wigier, Legii, Spartaka Moskwa i wreszcie bramkarz reprezentacji Polski. Byli, rzecz jasna, liczni zawodnicy klubu. Najbardziej jednak suwalskich karateków i władze klubu ucieszył fakt, że hala OSiR, która była miejscem jubileuszowych uroczystości, wypełniona była po brzegi publicznością.

– Przyszliśmy tu, żeby podziękować naszym świetnym zawodnikom – mówili widzowie. – Naprawdę są tego warci. Zawodnicy odwdzięczyli się swoim sympatykom wspaniałymi pokazami swojego kunsztu. Szczególnie wielkie brawa zebrali najmłodsi, pięcioletni karatecy, którzy z impetem rozbijali na drobne kawałki płytki styropianu. Liczna grupa najmłodszych adeptów trudnej sztuki karate to pewność, że Suwalski Klub Karate ma nie tylko imponującą przeszłość, ale i dobrze zapowiadająca się przyszłość.

Wiele braw zebrali też zawodnicy, którzy stoczyli siedem niezwykle dynamicznych i widowiskowych walk pokazowych.

 

Inspiracją był Bruce Lee

Krejpcio

 

Rozmowa z Markiem Krejpcio, prezesem Suwalskiego Klubu Karate Kyokushin i wiceprezesem Polskiej Federacji Karate Shikyokushin.

Świętujecie ćwierćwiecze istnienia klubu. Za wami wiele sukcesów, dokonań, medali. Ale przecież, jak zwykle, są jakieś początki. Od czego zaczęła się pana droga do karate?

– Tu sprawa jest jasna, od wielkiej fascynacji Bruce’m Lee. Wtedy, przed 33 laty, był to prawdziwy szał. Ogromne zainteresowanie. Wielu chłopców chciało być jak Bruce Lee. Nie byłem i ja wyjątkiem. Jeśli już o tym mowa; miałem wówczas czternaście lat, więc taka fascynacja to nic dziwnego. Tyle, że w moim przypadku trwa ona do dziś. Teraz to już nie tylko chłopięce zauroczenie, lecz sposób na życie.

Dziś karate to cały pański świat. Ale przecież przed tą fascynacją sztuką walki coś było, prawda?

– Ależ tak! Też sztuka, tyle że zupełnie inna. Pod okiem pana Pawła Wawrzyniaka uczyłem się grać na akordeonie. Jednak kiedy pojawiło się karate, to właśnie ta sztuka, sztuka doskonalenia ciała i ducha, zdecydowanie wygrała z muzyką.

Gdyby miał pan najkrócej nazwać sukces swój i klubu, to co by to było?

– Mój osobisty sukces to fakt, że ciągle realizuję swoje marzenia, że robię to co kocham i co przynosi mi ogromną satysfakcję. W tym osobistym wymiarze niezmiernie ważne jest to, że tak wspaniale wspiera mnie rodzina – moja żona, bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania klubu i dzieci, bowiem i córka i syn poszli w moje ślady i uprawiają karate.

Zaś jeśli idzie o klub to w wymiarze czysto sportowym są to liczne medale Mistrzostw Polski i te 21 medali Mistrzostw Europy. To naprawdę duży wyczyn. Trudno będzie te sukcesy powtórzyć, ale zrobimy rzecz jasna wszystko, by tak się stało. Równie ważne jak sportowe sukcesy jest to, że tak liczna grupa dzieci, młodzieży i także osób dojrzałych ćwiczy w naszym klubie. Szacujemy, że przez te 25 lat przez klub przewinęło się około trzech tysięcy osób. To naprawdę dużo i przyznam, że aż trudno mi uwierzyć, że to wszystko się jednak udało.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych pięknych jubileuszy.