Tymoteusz Muśko był postacią niezwykłą. Urodzony przed stu laty, prawdopodobnie w czas wojny światowej był ranny, częściowo sparaliżowany. I choć została mu tylko jedna sprawna ręka, lewa ręka, postanowił zostać malarzem. Choć nie miał żadnego wykształcenia, choć trudno go było zrozumieć, bo mówił bardzo bełkotliwie, został nim. Nie brak opinii, że wybitnym, innym niż wszyscy. Przecież malarz nie posługuje się słowem. W setną rocznicę urodzin, 7 lutego w suwalskim ośrodku kultury 0twarta została wystawa obrazów tego artysty, który był mocno z suwałkami przez całe lata związany.

 

Zapewne nie byłoby na artystycznej mapie Suwalszczyzny i Polski fenomenu malarstwa Tymoteusza Muśki, gdyby nie trafił on w swoim czasie na właściwą osobę. Była tą osobą Jadwiga Błaszczyk-Jurkonis, malarka, która umiała w „prymitywnym” samouku dostrzec autentyczny talent i, na szczęście, dała mu szansę malowania w pracowni Wojewódzkiego Domu Kultury, która stała się jego drugim domem.

W 1993 roku, w katalogu poświeconym wystawie prac Muśki, tak o tym pisała opiekunka artysty: (…) „Siedział nieraz w pracowni skulony, smutny, a ja obserwowałam co z tego wyniknie. Coś próbował tworzyć, ale nic nie wychodziło. Był to już ten etap, kiedy opanowanie techniki było wystarczające. Cykl pierwszych martwych natur, które pomagały mu w opanowaniu formy, w znalezieniu odpowiednich barw, miał już za sobą. Teraz należało poszukiwać swojej drogi. Zaczęły się więc rozmowy. O tym co zapamiętał z dzieciństwa, z opowiadań ludzi starszych (o zjawach, duchach, legendach, przysłowiach, zwierzętach, o swoich marzeniach itp. itd…). I tak zaczęły się rodzić w bólach twórczych poszczególne cykle: jednym z nich były „scenki rodzajowe”, które między innymi dotyczyły wiejskich spraw gospodarskich i obyczajowych, jak np. dojenie krów, prace w polu, orka, siew, żniwa, świniobicie, zagrody wiejskie, tkaczki, prządki, zabawy, wesela, pogrzeby, a także np. komisje poborowe. Powstał także cykl pejzaży o tematyce wiejskiej i miejskiej, martwych natur, cykl o tematyce sakralnej – święci, sceny związane z Bożym Narodzeniem i Wielkanocą, a także bogaty cykl erotyków, cykl związany ze światem fantazji, legend i baśni, a także o tematyce alegorycznej, cykl „uczłowieczonych” zwierząt. Najbogatszym cyklem są portrety. Człowiek portretowany przez artystę żyje w jakimś odizolowanym od otoczenia, własnym świecie. Pensjonariusze domu pomocy społecznej są najczęściej bohaterami tych (przeważnie) rysunków.

Jadwiga Błaszyk-Jurkonis podsumowuje: „Twórczość Tymoteusza Muśko jest twórczością bardzo dynamiczną, o swoistej, innej, „muśkowej” perspektywie i kolorystyce.”

 

Warto też przypomnieć z tamtego czasu słowa Janusza Kopciała, ówczesnego dyrektora WDK: (…) „Obserwowałem wówczas to, co można by nazwać rozwojem talentu Tymoteusza Muśki – artysty naiwnego. Malował i rysował dużo: dobrze i źle. Powstawały wtedy najlepsze
– moim zdaniem – prace, które cieszyły oko i poruszały wyobraźnię. Ich siłą była surowość i nieporadność stylu, a jednocześnie autentyczność w kreowaniu własnego, wewnętrznego i zewnętrznego świata. Ale także ogarniał żal, gdy powoli – pod wpływem środowiska (koło plastyczne, plenery, wystawy) – Muśko jako artysta po prostu manierował się, a jego obrazy zaczęły tracić swą świeżość, oryginalność i naiwną prostotę. I trudno mieć o to do niego lub jego opiekunów pretensję. Tak już musiało być. Nie można go bowiem było zamknąć, odgrodzić, wyizolować od innych, nie czyniąc krzywdy Muśce jako człowiekowi” (…)

Po kilkudziesięciu latach, które upłynęły od tamtych zdarzeń wiemy, że Muśko, porównywany często z Nikiforem, jest artystą absolutnie oryginalnym, zasługującym na szczególne potraktowanie. Wypada wierzyć, że znakomita wystawa malarstwa artysty to początek przywracania pamięci o jego niezwykłym dziele. Wystawie towarzyszy świetny (brawo Andrzej Zujewicz) katalog. Trzeba też przypomnieć z tej okazji, że przed pięcioma laty, dzięki stypendium prezydenta Suwałk, interesującą książkę o artyście pt. „Był sobie Muśko” napisała Grażyna Mikłaszewicz, nasza wieloletnia redakcyjna koleżanka.